Poradnik poczatkujacego backyardowca

Backyard Ultra to względnie mało znana, ale bardzo fajna formuła biegów „elastycznych” dystansowo. To miejsce, w którym mogą spotkać się amatorzy debiutanci, którym godzina lub dwie wystarczy, ale także absolutne przecinaki, biegnący bez końca. Ja sam na ideę trafiłem na początku 2024 roku, od razu zakochałem się w niej i zadebiutowałem kilka miesięcy później.

Po kolejnym starcie w BYU pomyślałem, że fajnie byłoby zebrać moje doświadczenia i porady od bardziej doświadczonych backyardowo koleżanek i kolegów w jedno miejsce, aby ułatwić wejście w te fantastyczne wydarzenia nowym osobom.

Czym jest BYU?

Backyard to przede wszystkim bieg w pętli. Każda pętla ma 6.7 km, a zawodnicy mają godzinę, żeby ją przebiec. Każda pełna godzina oznacza start kolejnej pętli. Wygrywa ten, kto wytrwa najdłużej i przebiegnie najwięcej pętli.

Backyardy zapoczątkował Lazarus Lake w USA, któremu zależało na przebiegnięniu 100 mil w 24 godziny i najłatwiej było mu to zrobić na własnym podwórku. Stąd właśnie (w dużym skrócie oczywiście) nazwa i dystans jednej pętli (6.7km*24h = 161km = 100 mil). Na oficjalnej stronie Backyard Ultra można o tym więcej poczytać.

Biegi potrafią trwać od doby do całego weekendu w zależności od zawziętości zawodników i warunków pogodowych. Ze względu na to, że start i meta są w tym samym miejscu i wszyscy widzą się co godzinę, to jest sporo czasu na poznanie innych ekip i zbudowanie fajnych relacji.

Logistyka Backyarda

Backyardy zazwyczaj zaczynają się w piątek (najczęściej w południe) tak, aby zawodnicy mogli się zjechać z całego kraju. Ja natomiast osobiście preferuje przyjazd wieczorem dzień wcześniej, aby się wyspać i zjeść na spokojnie śniadanie (tradycyjnie jajecznica:).

Organizatorzy kilka dni przed wydarzeniem publikują orientacyjny plan przestrzenny (najczęściej na Facebooku wydarzenia). Tutaj przykładowy plan z Sowi Backyard Ultra:

Mapka dla uczestników Sowi Backyard Ultra 2024

Każdy Backyard ma kilka charakterystycznych elementów. Przede wszystkim jest to Koral, czyli miejsce startu i finiszu pętli. To tutaj na gwizdek i dzwonek stawiają się startujący. Koral jest „święty” – nie można go zastawiać, tarasować ani ograniczać widoczności w żaden sposób. Na koralu zazwyczaj stoi namiot z sędziami spisującymi wyniki zawodników z dużego cyfrowego zegara takiego jak ten:

Mój rekord w sezonie 2024: 15 pętli więc 100.5km

Obok Korala jest strefa regeneracji, gdzie organizatorzy serwują owoce, przekąski a po paru pętlach także ciepłe posiłki. Często jest też ognisko, grill, lodówka, herbata i kawa. Oraz dodatkowe atrakcje jak prysznic, sauna czy ruska bania (ale to już dla supportu i tych, którzy skończyli bieganie).

Po drugiej stronie jest parking dla uczestników. Tutaj też jest ważna zasada, aby obserwować gdzie są ciągi komunikacyjne i nie zastawiać drogi innym. Zawodnicy najczęściej po skończonej pętli wracają do samochodów i namiotów, gdzie mają rozstawione swoje małe bazy. Po tych kilkunastu czy kilkudziesięciu pętlach każda oszczędność energii jest istotna. Dobrym zwyczajem jest też zostawianie miejsc najbliżej korala dla najbardziej doświadczonych zawodników, którzy mogą wykręcić najlepsze wyniki.

Zazwyczaj 30 minut przed startem biegu jest odprawa opisująca trasę, jej charakterystyczne elementy i oznaczenia, warunki pogodowe, zasady organizacji imprezy i inne przydatne dla biegaczy i supportu sprawy.

Jeśli skończysz swój bieg już po kilku pętlach to nie znaczy, że musisz uciekać z imprezy. Wręcz przeciwnie! Warto zostać dłużej, przenocować kolejny dzień, podopingować pozostałych i poznać społeczność w miasteczku namiotowym. To super ludzie!

Co zabrać ze sobą

To oczywiście zależy od pogody i przewidywanego dystanu, ale żelazne minimum na mojej liście:

  • dobre i sprawdzone ubranie biegowe na wszystkie możliwe warunki pogodowe (musicie pamiętać, że w ciągu dnia i nocy zmienia się pogoda, temperatura i wilgotność), zmiana ubrania na świeże potrafi też mocno podnieść motywację,
  • dużo sprawdzonych par skarpetek biegowych (rotacja skarpetek pięciopalczastych i standardowych to było moje największe odkrycie na drugim starcie w BYU),
  • Okulary, czapki, buffki – w rotacji w zależności od pogody,
  • przetestowane kremy i żele na otarcia. U mnie sprawdza się Sudokrem na sutki, pachy, pachwiny i Second Skin na stopy,
  • Jedzenie, które wiemy, że niepodrażnia żołądka – zarówno na czas przed startem jak i posilanie się na przerwach (więcej o tym za chwilę)
  • Leki i plastry. Różnie może być – lepiej mieć więcej i nie skorzystać niż pluć sobie później w brodę,
  • Elektrolity, żele energetyczne i suplementy. Mi najlepiej przypasowało kombo Orsalit (ten, kto miał rotawirusa, to wie co to :), żele i tabletki z solą z Decathlonu (pierwsze dają energię, drugie zmniejszają szansę skurczy mięśni)
  • Nosidełka na bieg. Widziałem różne warianty – bez niczego, z butelką w ręku, z pasem biegowym, kamizelką i nawet plecakiem. Mi najbardziej przypasował pas z soft flaskiem i miejscem na dwa żele,
  • Oczywiście buty. Ja mam zawsze dwie pary, ale w praktyce jeszcze nie czułem nigdy potrzeby ich zmiany. Ale przezorny ubezpieczony.
  • Coś do masażu. Mi najlepiej sprawdza się pistolet, ale może być także piłka golfowa lub roller.
  • Czołówka, zapasowa czołówka i druga zapasowa czołówka. Oraz zapasowe baterie do wszystkich. Mój Sowi Backyard zakończył się dla mnie mentalnie gdy podczas biegu wyładowała się czołówka. W Radomsku biegałem z dwiema.
  • Fotele i maty – najważniejszy na przerwie jest odpoczynek mięśni nóg zawodnika. Dlatego warto mieć swój rozkładany fotel i/lub matę (taka do jogi jest ok),
  • Miejsce do spania – Backyard może trwać od jednej godziny do… nieskończoności (obecny rekord Polski do 103 pętle Bartka Fudaliego). A to oznacza, że potrzebne jest miejsce do spania. Są trzy warianty nocowania: samochód osobowy + namiot; campervan (nasz wybór) lub pełny camper na kilka osób. Więcej o tym temacie przy organizacji BYU.
Sprzęty zabrane na Backyard Ultra Radomsko

Jak zapewne widzicie często tutaj użyłem słów o sprawdzonych i przetestowanych rzeczach. To bardzo ważna zasada: na biegach startowych nie testujemy nowych technik i sprzętów. Szczególnie na długich dystansach byle szew w niesprawdzonej koszulce może zrujnować całe wydarzenie.

Pętla za pętlą

Godzina na pokonanie 6.7 km to bardzo dużo czasu, średnie tempo to niecałe 9min na kilometr, a więc praktycznie szybki spacer. Należy jednak pamiętać, że takie tempo oznaczałoby wejście na linię mety dokładnie w momencie kolejnego dzwonka, a wiec zero czasu na regenerację.

Dlatego większość startujących preferuje przybiegać tak, aby dać sobie trochę czasu na odpoczynek przed kolejną pętlą (tutaj przykładowe czasy pętli z BYU Radomsko). Aby przybiec z zapasem 20 minut trzeba mieć średnie tempo 5 min 58 sek /km, zapas 15 minut to tempo 6min 43 sek /km, a 10 minut to tempo 7min 28sek /km. Natomiast trzeba pamiętać, że wysiłek jaki będzie potrzebny, aby takie tempo utrzymać, zmienia się w zależności od liczby już przebiegniętych kilometrów, pogody i pory dnia.

Z moich rozmów i obserwacji wynika, że większość biegaczy przez pierwsze 2-3 pętle testuje trasę i sprawdza, gdzie są dobre odcinki do biegania, a gdzie lepiej zwolnić i przejść się kawałek. Zazwyczaj planują wtedy przez 1000m biec, a później 500 metrów szybko maszerować. Maszerowanie pojawia się najczęściej na trudniejszych odcinkach z piachem, korzeniami i podbiegami.

Startującym zależy przede wszystkim na kontrolowaniu wysiłku i jak najdłuższym trzymaniu serca w 1 i 2 strefie, aby zminimalizować zakwaszanie mięśni, które muszą się przydać na kolejne godziny, a czasem dni ciągłego biegania.

Pierwsze pętle służą też zaznajomieniu się z trasą i jej charakterystycznymi elementami. Trasa jest oczywiście oznaczona, ale najczęściej są to fragmenty zwisającej taśmy i nasprejowane na podłożu strzałki – te elementy całkiem łatwo przegapić w nocy i na dużym zmęczeniu. Dlatego wszyscy sobie mentalnie budują własną „mapę” trasy, którą po kilku pętlach jest mocno wryta w głowę i nogi. I ja na przykład po 7 pętli w Radomsku wiedziałem, że zakręt z kapliczką oznacza, że zostało mi 2.5km do bazy i że jeśli pętlę zaczął 32 minuty temu to znaczy, że będę miał około 10 minut przerwy do kolejnego dzwonka.

Zanim zabije kolejny dzwon

Po wbiegnięciu w koral (miejsce startu i finiszu każdej pętli) zaczyna się najbardziej krytyczny moment BYU, a więc regeneracja. To kilka(naście) minut, w których zawodnik musi wykonać dużo akcji i jednocześnie wypocząć na tyle, aby móc biec dalej. W tym miejscu nieoceniony staje się support, a więc jedna lub kilka osób, które trzymają blisko wszystko czego potrzebuje biegacz.

Z jednej strony support robi to czego chce zawodnik, ale z drugiej też proaktywnie rozwiązuje problemy, których on może nie zauważyć. Moja nieoceniona żona Paulina podczas BYU w Radomsku po zakończeniu 4 pętli zamiast na jedzenie zaprowadziła mnie pod prysznic, bo ja w sumie zapomniałem, że już cztery godziny biegnę w 32 stopniowym upale.

Niemniej podczas standardowej przerwy (która w moim przypadku trwała około 10 minut) działo się to:

  • Siadałem na rozkładanym fotelu,
  • Zjadałem dwie ćwiartki pomidora i dwie ćwiartki pomarańczy, czasami pół banana lub częśc arbuza,
  • Piłem kubek elektrolitów,
  • Połykałem dodatkowo tabletkę z solą,
  • Po jedzeniu i piciu kładłem się na macie, zdejmowałem buty i skarpetki
  • Jeśli był czas to pasowałem nogi pistoletem,
  • W tym czasie Paulina uzupełniała mi miękki bidon o wodę i pas o dwa żele energetyczne

Czasami przerwy się modyfikowały, bo prosiłem o inne rzeczy jak na przykład zmianę skarpetek, moczenie w zimnej wodzie czy żel na otarcia. Większość z tych rzeczy były już gotowe przed moim przybiegnięciem, co oszczędzało mnóstwo czasu.

Tutaj uwaga co do supportu. Wybierając osobę/osoby, które będą Was wspierać w tym wydarzeniu pamietajcie, że dla nich to też kawał ciężkiej pracy. Kiedy Ty biegniesz one szykują się na ten krótki moment przed kolejną pętlą. Te osoby muszą Was dobrze znać, wiedzieć czego potrzebujesz lepiej niż Ty (bo Ty będziesz w innym świecie). Do tego to nie mogą być osoby, które łatwo się urażają. Po kilku(nastu) godzinach biegania mózg potrafi płatać figle. Nasza komunikacja z moją supportującą żoną wyglądała tak, że mówiłem „daj mi wodę tu” bo zapomniałem jak wymawia się słowo bidon i nie mieliśmy czasu na partnerskie uprzejmości. Ale Paulina wiedziała, że tutaj chodzi o efektywność.

Trzy minuty przed startem kolejnej pętli wybrzmiewa trzykrotny gwizdek (wszyscy go przeklinają…), dwie minuty przed startem kolejne dwa gwizdki i na minutę przed startem pojedyńczy gwizd. Zawodnicy kończą regenerację i wracają do korala startowego. Bije dzwon i zaczyna się kolejna pętla.

Support nas ratuje w przerwie

Chcesz spróbować?

No to git! Zacznij od sprawdzenia, gdzie jest twój najbliższy Backyard na stronie Stowarzyszenia Polskie Ultra i ich fejsie oraz Backyard Ultra Polska. Warto też polubić strony dotychczasowych Backyardów, bo każda z tych imprez lubi informować także o nowych wydarzeniach u siebie i w reszcie Polski.

Ale pamiętajcie słowa Lazarusa: „it is easy… until it is not

Jeśli masz jakieś dokładniejsze pytania do zapraszam do komentarzy! Spróbuję pomóc lub przekierować do odpowiedniego miejsca:)

Warsztat Produktowca – status update.

Prawie pięć miesięcy temu napisałem, że zaczynam tworzyć kurs zarządzania produktami online. Czas zrobić podsumowanie o efektach tej pracy i zarysować plan na (najbliższą) przyszłość.

Co jest

Zacznijmy od kwestii najważniejszych. Kurs ma już swój oficjalny dom i nazwę: warsztatproduktowca.pl. Podjąłem także już wszystkie istotne technologiczne i logistyczne decyzje co do doboru platformy sprzedaży (WP-Idea) czy operatora płatności (PayU). Ukonstytuował się też styl i technika nagrywania z którą zarówno ja jak i pierwsi użytkownicy czują się wystarczająco komfortowo – nagrywanie mojego rysowania z komentarzem głosowym z drobnymi pomocami jak zdjęcia czy wcześniej przygotowane szkice.

Skoro już jesteśmy przy pierwszych użytkownikach to warto wspomnieć, że  odbyły się już trzy testy WP. Pierwsza wśród moich najbliższych znajomych i chętnych z listy mailingowej tego bloga. Druga (a zarazem pierwsza płatna) kohorta zapłaciła za dostęp 101 zł (z VAT) – limitowane 20 miejsc dostępowych rozeszło się w 16 minut. Trzecia grupa już w cenie 201 zł + VAT rozeszła się w 27 minut…

Choć brzmi to jak dobry humble brag to potrzebuję powiedzieć, że mnie to mocno zaskoczyło i spowodowało, że cały projekt stał się prawdziwy, z realnymi oczekiwaniami i wymaganiami. Z drugiej strony muszę stwierdzić, że sprawia mi to nagrywanie niezwykłą przyjemność, choć jest mocno drenujące, nawet przy mojej niezwykle prostej metodzie produkcyjnej. Przykład poniżej:

Kurs liczy teraz 30 filmów, co, konserwatywnie licząc, przekłada się na ponad 6 godzin materiału. Do tej pory przybywało około 2 filmów na tydzień.

Co będzie

Postanowiłem przeznaczać więcej mojego czasu na nagrywanie i wyrobić się całością przed końcem listopada tego roku. Chciałbym, aby otwarty dostęp, przy pełnej cenie był dostępny w grudniu, aby każdy mógł sobie (i innym) zrobić prezent na gwiazdkę i obejrzeć całość w przerwie miedzy świętami, tak, aby wejść w 2020 roku z nowymi pomysłami produktowymi.

Choć zakres treści jest w ciągłym ruchu to uważam, że zadowalający efekt osiągnę gdy nagram jeszcze jakieś 10-15 filmów.

Mam zamiar w ciągu najbliższych dni uruchomić trzecią i ostatnią falę testerów: znów 20 osób, ale tym razem cena 301 zł + VAT. Tak jak ostatnio będę informował o możliwości zdobycia dostępu na grupie mailingowej. Można się na nią zapisać poniżej:

Trzymajcie kciuki żebym się wyrobił! ;)

Buduję kurs zarządzania produktami cyfrowymi

Przez ostatnie lata przeprowadziłem kilkadziesiąt warsztatów – dla startupów, akceleratorów, uczelni a nawet dla kilku giełdowych i międzynarodowych korporacji. Każde z tych wydarzeń pomagało mi wyostrzyć argumenty i definicje, ale pozostawiało fizycznie i mentalnie wyczerpanego (jak to na introwertyka przystało).

Podczas zastanawiania się nad kontynuacją mojej książki (a raczej kryzysu związanego z jej powolnym powstawaniem) pomyślałem, że może problemem nie jest treść a forma. Bo albo pisałem bardzo długi tekst, albo siedziałem z mała grupą ludzi przez cały dzień w zamkniętym pokoju. Pierwsza forma jest bardzo statyczna, a druga nieskalowalna, bo mogłem być tylko w jednym pokoju naraz.

Tak powstał pomysł, aby zamiast kolejnej książki zrobić kurs online. Połączyłem kilka kropek, wykorzystałem posiadane już narzędzia  i zabrałem się za pierwsze eksperymenty.

Sama idea jest prosta. Wyobrażam sobie, że będzie to:

  • Baza wiedzy o zarządzaniu produktami technologicznymi,
  • Na bieżąco uzupełniania o nowe treści video, bez górnego limitu nagranych godzin kursu,
  • Luźna struktura połączonych ze sobą nagrań
  • Płatny dostęp w modelu abonamentowym, z niską miesięczną płatnością
  • W modelu „all you can eat”, bez ukrytych haczyków, z opcją wypisania się w dowolnym momencie,
  • Na mojej własnej platformie i własnych zasadach, aby nie ścigać się na kliki, gwiazdki i promocje.

To jest dla mnie eksperyment, więc ciężko powiedzieć jak przyjmie się na rynku. Tym bardziej, że to pierwsze moje komercyjne podejście do treści video (i w sumie niekomercyjne też…). Treści nie są też z góry zamknięte – będę na bieżąco nagrywał kolejne odcinki (mam zaplanowane już teraz ok 50 – co przekłada się na 10h video). Nie wiem jeszcze jak długie powinny być, ale zakładam, że optymalny czas to 10-15 minut na odcinek. 

A tutaj testowe nagranie (tak wstydzę się go, ale kiedyś trzeba postawić pierwszy krok!):

Jeśli się nie wyświetla to tutaj ten sam film na dropbox (trzeba ściągnąć na swój dysk żeby mieć dźwięk)

Postanowiłem zastosować model miesięcznej niskiej opłaty dostępowej zamiast pełnej kwoty z góry gdyż zakładam, że ta treść będzie ciągle żyła – wraz z doświadczeniem w boju poprawi się jakość nagrań oraz pojawią się nowe odcinki.

Więc płatności od uczestników będą dla mnie sygnałem, że wierzą i wspierają to co robię, a dla mnie metodą walidacji MVP. A jeśli nie to i kurs da się szybko zwinąć i schować do kieszeni.

Jeśli to co czytasz brzmi dla Ciebie ciekawie to możesz teraz wykonać jedną (lub wszystkie) z tych rzeczy:

1. Zapisać się na mailing listę (poniżej) tego bloga, aby załapać się na bycie pierwszym betatesterem,

2. Spojrzeć na listę tematów, które już teraz mam przygotowane i zasugerować nowe,

3. Uzupełnić ankietę, która pomoże mi lepiej zrozumieć rynek przed którym stoję

Uprzedzając pytania: nie mam pojęcia kiedy kurs wystartuje – przede mną jeszcze sporo decyzji technicznych i logistycznych (formaty, płatności, scenariusze, rozliczenia itd). Dopiero uczę się jak to wszystko robić więc będę wdzięczny za pomocną dłoń wszystkim, którzy mieli praktyczne doświadczenie z edukacją online, jakością dźwięku i obrazu, marketingiem i pricingiem takich usług.

Myślicie, że ten pomysł na ręce i nogi?