Jakiś czas temu padło pytanie jak powstaje Mobile dla Managerów i jaki mam do tego przygotowany warsztat pracy.
Wychodzę z założenia że narzędzia są drugorzędne w samym procesie pisania. Im mniej funkcji tym lepiej, więc szukałem narzędzi, które nie wprowadzają szumu, nie wymagają zbytniej nauki i pozwalają zautomatyzować co tylko się da.
Pierwszym i centralnym elementem całej układanki jest LeanPub – serwis, który pozwala na samodzielne pisanie i publikację książki elektronicznej. Pierwszy raz tutaj trafiłem, gdy została mi polecona książka Agile w Praktyce Andiego Brandta. W LeanPub szczególnie ciekawe, jest to, że można publikować i sprzedawać swoją pracę, zanim jeszcze zostanie skończona (to jest dopiero szatańsko leanowe podejście!).
LeanPub zajmuje się całą stroną techniczną automatycznie: wystarczy wrać pliki z tekstem, a system sam generuje spis treści, podpisy, odnośniki i to w niezależnych plikach epub, mobi i pdf. Mają też całkiem fajne statystyki i gotowy landing page – oszczędza więc dużo czasu, który można przeznaczyć na pisanie.
Choć z LeanPuba można korzystać przez stronę www to ja preferuję synchronizację plików przez Dropbox. LeanPub wygenerował sobie katalog po tym jak dałem mu dostęp do Dropa i tam siedzą wszystkie moje pliki związane z MDM. Zgodnie z rekomendacją – każdy rozdział to oddzielny plik tekstowy.
Na tym etapie wiedziałem już, że muszę nauczyć się Markdowna – czyli specjalnego języka ze składnią, która pozwala na dodawanie do standardowego tekstu tabel, obrazów, cytatów i innych upiększaczy. W czym Markdown jest lepszy od tego co oferują natywne formaty Pages czy Word? Przede wszystkim jest minimalistyczny i uniwersalny – nie ważne jak i gdzie ktoś czyta twój tekst to i tak wiesz, że będzie dobrze wyglądał. Inna sprawa, że LeanPub wymaga, aby się go nauczyć:)
Kiedy już byłem pewien, że bez Markdowna się nie uda, to stwierdziłem, że muszę znaleźć sobie takie narzędzie do pisania, które będzie mi pomagało (nie przeszkadzając). Ostateczny wybór padł na Byword 2 – trafiłem wtedy na promocję i zapłaciłem trochę mniej niż standardowe $10.
Byword na OSX jest świetny do długich sesji pisarskich, na które mogę sobie pozwolić tylko w weekendy. Kiedy jednak gdzieś w drodze wpadnie mi do głowy fajna myśl to zapisuje je w Simplenote na iPhonie. Kocham Simplenote miłością nieprzerwaną od ponad czterech lat. Każdą notkę związaną z książką oznaczam w tekście z tagiem #mdm i później tak przefiltrowane notatki przelewam do książki.
Jeśli chodzi o newsletter to korzystam z Tinyletter. Jest prosty i darmowy. Myślałem o bardziej rozbudowanych systemach mailingowych jak MailChimp czy polskie GetResponse czy Freshmail, ale wszystkie wydają mi się zbyt skomplikowane. Odstawiłem więc kombajny na bok. Tinyletter ma limit 5000 subskrybentów, który raczej ciężko będzie mi zapełnić, ale jeśli już tak się stanie to zawsze mogę przenieść się gdzieś dalej.
Czasami do newslettera wrzucam link do fajnego fragmentu z książki (jak ten). Wtedy otwieram macowe Pages, wybieram jeden z predefiniowanych szablonów (są bardzo estetyczne!) i wrzucam tekst. Ten, w większości przypadków, sam się dobrze układa.
Generuję sobie wtedy PDFa i wrzucam na Dropboksa do publicznego katalogu. Zanim jednak udostępnię ten plik to korzystam jeszcze z Bit.ly czyli skracacza liników. Bit.ly daje mi kontrolę na linkiem – zawsze mogę podmienić co jest pod nim, wiem też ile osób i skąd na niego klika.
Niedługo będę chciał się dowiedzieć więcej o moich potencjalnych czytelnikach i odpalę ankietę. Tutaj mój wybór padł na Typeform – przede wszystkim ze względu na ergonomię i responsywny design. Da się ją wypełnić zarówno na desktopie jak i smartfonie.
Okładkę także zrobiłem sobie sam bo kiedyś, bardzo dawno temu kupiłem w promocji Pixelmatora (teraz kosztuje $30) – czyli takiego młodszego brata Photoshopa.
Mimo tego, że ten blogpost jest długi jak na moje standardy to sam proces jest bardzo prosty i szybki (szukałem najłatwiejszych rozwiązań jakie były). Jedynie LeanPub na początku przytłacza swoimi możliwościami, ale warto przebrnąć przez ich manual i wszystko powoli staje się jasne.
Nam sam koniec: jeśli nosisz się z zamiarem pisania książki to mam prostą radę: po prostu zacznij. Narzędzia mają marginalne znaczenie – korzystaj z tych, które masz pod ręką i olej porównywanie funkcji konkurencyjnych programów bo wpadniesz w pułapkę wyścigu zbrojeń – zamiast zająć się pisaniem.