Złote rady, niepodważalne prawa, definitywne definicje – mam z tym wszystkim od jakiegoś czasu problem. Mam poczucie, że im bardziej uznajemy, że coś jest 100% prawdziwe i zdecydowanie ostateczne tym bardziej chce mi się polemizować. Kiedyś myślałem, że to takie moje małe prywatne hobby, którym lubiłem wkurzać znajomych i rodzinę (gdy oni za socjalem to ja za wolnością, gdy oni za rozwojem to ja za podatkami), ale okazuje się, że nie tylko ja tak mam – a podobnych mi wsadzono do szufladki i nazwano”contrarians„.
Ogólnie rzecz ujmując contrarian to taki ktoś, kto sprzeciwia się ogólnie przyjętemu poglądowi. W moim przypadku jest jednak pewna różnica, bo bardziej niż ogólnemu poglądowi to coraz częściej sprzeciwiam się swojemu własnemu. Mam wątpliwości.
Szczególnie mocno zauważyłem to podczas pisania książki. Niesamowite jest to, że jeśli coś jest napisane na papierze to od razu staje się prawdą objawioną. I teraz każdy czytelnik może się z nią całkowicie zgodzić lub całkowicie odrzucić – tak jakby istniały tylko dwa stany: prawda i nieprawda. A im jestem starszy (bardziej doświadczony?) tym mocniej widzę, że spektrum między jednym a drugim jest coraz szersze.
To powoduje, że mam coraz mniej radykalne poglądy: kiedyś uważałem, że coś może być w 100% tylko dobre lub w 100% tylko złe. Im dłużej żyję, tym mam poczucie, że widzę więcej możliwości. Co to oznacza? Że zacząłem coraz częściej rezygnować z ogólnych prawd objawionych („powinniście zrobić A”) względem opisu osobistych doświadczeń („dla mnie zadziałało A”).
Lubimy zdecydowane poglądy – to daje nam poczucie pewności, stabilności i racji. Zdecydowane poglądy są też łatwe do zakomunikowania i szybko trafiają na podatny grunt. Znajdowanie prostych rozwiązań dla skomplikowanych problemów jest wręcz sexy. Dlatego tak popularni są guru produktywności, populistyczni politycy czy startupowi mentorzy.
Problem polega na tym, że mało co ma proste rozwiązania.
Po pierwsze: w naszym skomplikowanym świecie mało co ma w ogóle rozwiązanie. Tak, wchodzę tutaj już w aspekty filozoficzne, ale zastanówcie się nad tym: czy kiedykolwiek rozwiążemy jakiś prawdziwy problem do faktycznego końca? Prawdziwie fascynujące problemy nigdy nie mają prawdziwych rozwiązań (to stwierdzenie usłyszałem niedawno w podcaście Reconcilable Differences z ust Merlina Manna). Dajcie sobie chwilę, aby obrócić to w głowie.
Drugi aspekt: mało prawdopodobne, że nasze rozwiązanie faktycznie jest w 100% dobre… A co jeśli jest w 90% dobre? Albo w 70% dobre, w 20% neutralne i 10% złe? Fantastycznie opisał to Isaac Asimov w swoim eseju z 1989 roku pt. „Relativity of wrong” gdzie pokazuje jak mała jest różnica między myśleniem, że ziemia jest płaska (błędnie) od tego że jest kulą (błędnie) i od tego, że jest równomiernie spłaszczoną elipsoidą (także błędnie!). Wszystko zależy jak dokładnie mierzymy.
Trzeci aspekt: co nam daje pewność, że wybraliśmy dobre rozwiązanie? W Senfino zafascynowaliśmy się myśleniem i metodami pracy Toma Gilba (jego strona domowa, rodem z 1998 roku). Gilb propaguje narzędzie do strategicznego myślenia o rozwoju produktów o nazwie Impact Estimation Table (link do artykułu w PDF). Teraz wspólnie z Senfino wdrażamy te metody w mojej nowej pracy w PizzaPortal. ITE to (uogólniając) tabelka: jej wiersze to cele do osiągnięcia (np. „więcej zakupów w naszym sklepie internetowym”) a kolumny to możliwe metody osiągnięcia celów („zróbmy stronę mobilną”). Później oceniamy się jak każda metoda wpływa na każdy cel (załóżmy że przykładowa wpływa pozytywnie w +60% w skali o -100% do +100%).
Jednym z wyjątkowych elementów ITE jest konieczność określenia Confidence, czyli pewności własnych przekonań. Więc teraz bierzemy nasze stwierdzenie, że „strona mobilna wpłynie w +60% na to, że będziemy mieli więcej zakupów w naszym sklepie” i teraz zastanawiamy się – na ile w ogóle jesteśmy pewni, że tak się stanie? Czy możemy ocenić na ile jesteśmy tego pewni?
W ITE stosuje się skalę od 0 (całkowity brak pewności, nikt nigdy tego nie zrobił; np. lot załogowy poza układ słoneczny) do 1 (mamy pełne doświadczenie, powtarzalna czynność; zrobienie własnoręcznie tysięcznego z kolei krzesła z Ikea). Po drodze oczywiście są różne możliwości – na przykład 0.5 (ktoś z zewnątrz to już zrobił, możemy z nim porozmawiać i się dokładnie dowiedzieć), czy 0.7 (robiliśmy już coś podobnego, mamy jakieś doświadczenie, warunki niewiele się zmieniły). Jeszcze kiedyś do tego tematu wrócimy, obiecuję.
To wszystko powoduje, że moje kiedyś kategoryczne poglądy są coraz bardziej płynne, ale nie dlatego, że czuję niechęć do jasnego zakomunikowania swojego zdania, ale dlatego, że mam coraz mnie pewności co do niego. Nawet w tematach, w których teoretycznie powinienem czuć się jak ryba w wodzie (hej, przecież napisałem książkę!).
Mam też poczucie, że większość moich kategorycznych opinii wygłaszałem wtedy, gdy nie miałem do tego merytorycznej podstawy. Ten fenomen nazywa się „Dunning-Kruger Effect„:
Chciałbym wierzyć, że moje obecne doświadczenia to po prostu zjeżdżanie po stoku pewności po wspięciu się na szczyt ignoracji.