Nie da się posadzić tyłka na dwóch fotelach jednocześnie.
Podczas Camino miałem ze sobą 10 kilogramowy plecak z bardzo małą liczbą rzeczy (każdy kilogram czuć na plecach). Jedną z najwspanialszych doznań była świadomość, iż im mniej miałem – tym mniej się martwiłem. Wtedy wolność oznaczała dla mnie brak uwikłania w myślenie o rzeczach.
Zastanawiałem się o tym po powrocie: skoro tak dobrze działa tymczasowe pozbycie się rzeczy, to czy da się ten stan utrzymać dłużej?
Kluczem jest świadomość, że nie mogę mieć wszystkiego. Większości rzeczy nie zobaczę, usłyszyszę, doświadczę – nawet jeśli chcę. Nie ma też sensu mentalnie gromadzić je na później. Nagle okazuje się, że im mniej mam rzeczy, tym bardziej cenię i zauważam te, które pozostały. Uświadomienie sobie tego, w naszym przebodźcowanym świecie, było dla mnie odkryciem ostatniego roku.
A 2013 zacząłem od kasowania, wyrzucania i upraszczania.
Warto przeczytać:
2. Enough
Mam tak samo ;) To chyba kwestia wieku… Można jeszcze wziąć na poważnie punkt 2 z przedśmiertnych żali: http://www.guardian.co.uk/lifeandstyle/2012/feb/01/top-five-regrets-of-the-dying
Pewnie czytałeś. Dobra pop-książka w nurcie „mniej”: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/46874/4-godzinny-tydzien-pracy