Nie idę na wybory

Już jakiś czas temu zdecydowałem, że nie idę na wybory. Jakiekolwiek. Dopóki mamy w Polsce wolność wyboru korzystam z niej w sposób, który jest dla mnie jedynym racjonalnym wyjściem: osobistym bojkotem. Dlaczego tak?

Bo nie widzę żadnej wartości zarówno w hasłach i obietnicach wyborczych (przecież wszyscy wiedzą, że większość z nich nigdy nie da się wprowadzić w życie, a mimo to dajemy się im oszukać – dlaczego?).

Nie ma nic do kandydatów do sejmu i senatu. Sądzę, że większość z nich to porządni i pracowici ludzie. To system jest zły. Jeśli kiedykolwiek przyjdzie Wam do głowy prześledzić jak działają komisje sejmowe, jak obudowane proceduralnie są najmniejsze operacje administracyjne, jak wygląda proces prawotwórczy (a z drugiej strony ile jest uchwalanych ustaw w Polsce rocznie) to zrozumiecie, co tutaj działa źle. Inną kwestią jest to, że zupełnie sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem jest zrównywanie wartości głosu profesora zajmującego się fizyką kwantową z głosem człowieka, który z fizyką kojarzy tylko podnoszenie butelki z tanim winem.

Nie obwiniam graczy, obwiniam grę.

Ps. Jeśli jednak moje argumenty Cię nie przekonują – spraw, aby Twój wybór był oparty na racjonalnych przesłankach – zacznij od sprawdzenia (teraz!) kto kandyduje w Twoim okręgu. Potraktuj wybory parlamentarne jak kupowanie nowego laptopa. Zrób research, porównaj specyfikacje. Zacznij od Sejmometr.pl. I przeczytaj wpis Janka Rychtera.