Allegro vs. InPost: analiza współpracy i rywalizacji

Każda firma ma taki sam strategiczny cel: zdobyć i utrzymać klientów. To, co je różni to jednak odpowiedź na pytanie, jak ten cel osiągnąć. Czasami zdarza się, że firmy z różnych branż mają ze sobą tak zbieżne cele, że wchodzą w niemal symbiotyczne relacje. W odróżnieniu jednak od świata biologicznego, w biznesie może dojść do sytuacji, gdy relacja się wyczerpuje i wcześniejsi kooperacji stają się konkurentami. 

Mam takie hobby, że lubię badać i dekomponować ciekawe przypadki strategii biznesowej i mam poczucie, że właśnie przed naszymi oczami rozgrywa się jedna z najbardziej fascynujących historii tego typu na polskim rynku technologicznym.

Po jednej stronie mamy Allegro, absolutnego monopolistę ecommerce w Polsce, który od ponad 25 lat rozwija i definiuje e-handel w kraju. Dość powiedzieć, że w 2023 roku Allegro odpowiadało za 1% polskiego PKB, a do tego 73% ankietowanych instynktownie identyfikuje Allegro jako ich główne źródło zakupów online. Dodatkowo, z analizy Euromonitor wynika, że w 2023 roku Allegro posiadało około 39% udziałów w rynku e-commerce w Polsce. (źródło: Raport Wpływu Allegro).

Po drugiej stronie mamy InPost – firmę założoną przez Rafała Brzoskę (na bazie wcześniejszego Integera) w 2006 roku. Początkowo InPost działał na rynku pocztowym, stając się alternatywą dla Poczty Polskiej w dostarczaniu przesyłek i szybko się rozwijał dzięki nieustającym strajkom listonoszy i niskiej jakości obsługi monopolisty. W 2009 roku InPost instaluje pierwszy paczkomat w Krakowie i już 3 lata później InPost ma 13% rynku przesyłek w kraju.

W 2015 roku wchodzi na GPW, ale w 2017 roku jest z niego zdjęty ze względu na problemy finansowe (wywołane między innymi przez stratę kontraktu na obsługę przesyłek sądowych). Firma zmienia kierunek: rezygnuje z obsługi listów i skupia na rynku e-commerce i Paczkomatach. InPost na początku 2021 roku po raz drugi debiutuje na giełdzie, ale tym razem Euronext w Amsterdamie i obecnie InPost absolutnie dominuje w Polsce posiadając 72% rynku przesyłek (źródło: Raport “Przesyłki w Polsce 2024”). To jeden z najjaskrawszych przykładów turn-aroundu w historii polskiego biznesu.

Opracowanie własne na bazie wyników InPost

Współpraca

Symbioza Allegro i InPostu rozpoczęła się w listopadzie 2014 roku, gdy obydwie firmy zawarły strategiczną współpracę. Cytując Rafała Brzoskę (źródło):

“Nadchodzący sezon świątecznych zakupów to zawsze duże wyzwanie dla e-sprzedawców w zakresie organizacji dostaw produktów. (…) Ze strony InPost gwarantujemy pełne bezpieczeństwo przesyłek, możliwość śledzenia ich drogi i szybką dostawę. Aż 98 proc. przesyłek do Paczkomatów InPost trafia następnego dnia po nadaniu, zaś ponad 92 proc. listów poleconych dostarczamy w terminie D+3. To wskaźniki znacznie wyższe niż u operatora wyznaczonego” 

Ta współpraca to klasyczny win-win. Allegro otrzymuje stabilnego, przewidywalnego jakościowo partnera logistycznego, co było szczególnie ważne w zbliżającym się sezonie świątecznym. Z drugiej strony InPost miał wtedy około 4000 paczkomatów i plan na kolejne 6000 w następnym roku, więc współpraca brzmi idealnie pod szybkie skalowanie sieci. 

Kooperacja idzie na tyle dobrze, że 6 lat później, we wrześniu 2020 roku podpisują kolejną umowę – tym razem na 7 lat:
 

“Nasi klienci i sprzedawcy bardzo chętnie korzystają z Paczkomatów InPostu. Jesteśmy bardzo zadowoleni z dotychczasowej współpracy, dlatego zdecydowaliśmy się ją przedłużyć na kolejne 7 lat. Współpraca z InPost to szybkość dostawy, największa w kraju i stale powiększana sieć odbioru oraz darmowe dostawy z Allegro Smart! To wszystko elementy, które pozytywnie wpływają na komfort kupujących podczas korzystania z naszej platformy.” powiedział ówczesny prezes Allegro Francois Nuyts (źródło)

Tym razem Allegro ma dodatkowy argument do współpracy: Allegro Smart! uruchomione w 2018 roku.

To subskrypcyjna usługa, która umożliwia kupującym nielimitowaną liczbę darmowych dostaw zakupionych towarów do Paczkomatów InPost oraz innych punktów odbioru za stałą miesięczną bądź roczną opłatę. Obejmuje także darmowe zwroty produktów oraz dostęp do specjalnych promocji i priorytetowa obsługa w programie ochrony kupujących.

Allegro Smart! jest zaprojektowane tak, aby zwiększając lojalność i aktywność klientów. Subskrybenci tej usługi robią średnio 4 razy więcej zakupów (źródło), co podnosi zarówno obroty, jak i przewidywalność przychodów Allegro. 

Konkurencja

W 2021 roku Allegro postawiło swoje pierwsze odpowiedniki paczkomatów w Poznaniu i Warszawie nazywając je Allegro One Box. Na koniec 2022 One Boxów było już 2 tysiące, w 2023 – 3 tysiące a 2024 4.5 tysiąca, a 2025 ma zamiar zamknąć ponad 6 tysiącami sztuk.

W pierwszej połowie 2025 Allegro zaczęło subtelnie modyfikować proces zakupowy korzystając z tzw. “power of defaults” – klienci Allegro orientowali się po opłaceniu zamówienia, że ich standardowa forma wysyłki (czyli najczęściej najbliższy domu Paczkomat) została zamieniona na odpowiednik od Allegro (przykład 1) lub też Paczkomatu w ogóle nie ma w opcjach wyboru (przykład 2) i zamiast tego jest wariant od Allegro. 

Stan na 23.09.2025

W czerwcu 2025 na profilu X InPostu pojawił się taki wpis

A w lipcu 2025 Rafał Brzoska potwierdził problem na Kanale Zero:

1 września 2025 InPost skierował do sądu arbitrażowego sprawę domagając się około 98,7 miliona złotych kary umownej. InPost twierdzi, że Allegro manipulowało preferencjami klientów, faworyzując własne usługi logistyczne kosztem oferty InPostu, co według InPostu naruszało zasady umowy i uderzało w wygodę kupujących. Ponieważ Allegro odmówiło zapłaty naliczonej kary, sprawa trafiła do sądu arbitrażowego, który ma rozstrzygnąć spór do końca 2026 roku.  Allegro uznaje te roszczenia za bezzasadne i ustami swojego rzecznika, Marcina Gruszki (źródło):

“Klienci zawsze mają i będą mieli pełną kontrolę nad tym, gdzie i jak odbiorą swoje zamówienie. Ostateczna decyzja należy wyłącznie do nich (…) Coraz częściej zdarza się, że nowe lokalizacje pojawiają się bliżej miejsca zamieszkania klienta niż znane mu wcześniej punkty. Nasz algorytm – w trosce o wygodę i szybkość odbioru – może sugerować alternatywne punkty dostawy, jednak zawsze są to jedynie podpowiedzi. Klient może z nich skorzystać, ale nie musi.”

Co się dzieje teraz

To fascynująca sytuacja z perspektywy strategicznej. Dwa podmioty, które wzajemnie się wzmacniają i grają w tandemie przez tyle lat zaczynają zauważać, że ich współpraca może mieć też negatywne skutki w postaci otwarcia ryzyka nacisku przez partnera. 

Pierwszą salwę wystrzeliło Allegro budując własną sieć automatów paczkowych. Następnie poszło za ciosem zwiększając ekspozycję swoich rozwiązań na ekranie wyboru dostawy kosztem innych rozwiązań (czyli głównie Paczkomatów).

Dlaczego Allegro to robi? Kilka powodów, ale każdy to naturalna konsekwencja rozwoju biznesowego. 

Po pierwsze: InPost mógłby na przykład chcieć renegocjować warunki korzystając ze swojej coraz silniejszej pozycji, podnosić ceny i zwiększać swoją marżę kosztem uzależnionego partnera. Allegro samo wskazuje wzrost cen InPostu jako jeden z głównych powodów swoich kosztów dostaw – wprawdzie zgodnie z umową z 2020 roku, ale zwiastująca niepokojący trend.

(źródło)

Allegro tworząc alternatywę dla Paczkomatów trzyma te ambicje InPostu w ryzach i ma swoje zapasowe rozwiązanie.

Po drugie: Bez dostawy nie można dostarczyć zamówionego produktu. Logistyka przesyłek jest kluczowym elementem Customer Journey kupującego i może diametralnie zmienić postrzeganie marki sklepu, z którego się zamawiało (nawet jeśli ten nie ma nic wspólnego z samym dostawcą). Zresztą sprawa dostępności kurierów i paczkomatów przed Świętami jest już tematem narodowych stresów (źródło), a prezes InPostu wydaje oświadczenia gwarancji dostaw do ostatniego momentu (źródło).

W tej sytuacji brak kontroli nad tak kluczowym elementem ścieżki użytkownika brzmi jak zagrożenie strategiczne. Istnieje bowiem ryzyko, że przy braku reakcji InPost będzie kontrolował kluczowy element układanki, a więc w pewnym sensie też kontrolował Allegro.

Trzecim uderzeniem po własnej marce automatów paczkowych i zmianą UXu na stronie dostaw jest zagregowanie alternatywnych do Paczkomatów rozwiązań. I wreszcie, 16 września 2025 im się to udało osiągając 33 tysiące sztuk konsolidując w jednym rozwiązaniu DPD i DHL – największych konkurentów na rynku kurierskim.

Wpis na LinkedIn COO Allegro

W efekcie 34% dostaw realizowanych na Allegro to już Allegro Delivery, kosztem oczywiście InPostu (źródło)

Z drugiej strony najwięksi polscy konkurenci InPostu znajdują się w trudnej sytuacji finansowej – choć ich przychody rosną to jednak koszty operacyjne (głównie pracownicze) rosną szybciej. Zarówno DPD jak i DHL budują własne sieci automatów paczkowych, aby zwiększyć swoją konkurencję względem InPostu. Do tego zestawu dochodzi też Orlen Paczka jako niezależny konkurent (ale oparty o sieć dystrybucji GLS). 

Możliwe przyszłości: Allegro

Sądzę, że najważniejsze pytanie jakie trzeba sobie tutaj zadać to: “kto zagreguje kogo”:

  • Allegro chce mieć platformę do obsługi przesyłek – w pełni kontrolowaną przez siebie, a więc bez jednoznacznego faworyta, który mógłby dyktować nowe warunki
  • InPost chce agregować sklepy internetowe licząc, że w przyszłości marka sklepu online nie bedzię miała znaczenia (więcej o tym za chwilę)

W tej sytuacji zaczyna mieć się sens, aby Allegro robiło dalej swoje One Boxy, które w dużym stopniu konkurują ze swoimi logistycznymi partnerami. Widzę dwa argumenty za:

  1. Jeśli Allegro wierzy, że potrafi to robić lepiej od swoich nowych koalicjantów (np. oferując lepszą integrację, lepsze doświadczenie) to naturalnie jest to przestrzeń do ustawiania rynkowego standardu (w ten sam sposób jak np. Google tworzy swoje własne telefony z Androidem)
  2. Własne automaty paczkowe jeszcze mocniej generują presję na DHL i DPD, przez co ich pozycja względem agregatora jakim jest Allegro słabnie. 

Finałem tej historii może być sytuacja, w którym Allegro odkupuje któryś podmiot ze swojej sieci logistycznej, ale nie jest dla mnie jeszcze jasne, czy taki ruch w ogóle będzie miał sens, bo możliwe, że lepszą pozycją jest trwała wasalizacja.

Natomiast ewidentne jest, że Allegro jest na ścieżce uniezależnienia się od InPostu, możliwe też, że ma znacznie większe ambicje – stworzyć prawdziwą konkurencję dla Paczkomatów i w ten sposób całkowicie zintegrować się pionowo i tam szukać metod na zwiększenie marży.

Tym bardziej że ekspansja zagraniczna, choć dynamiczna, to ciągle jedynie 7% całego biznesu (Q2: Polska 2.77 mld zł vs Zagranica 0.216 mld zł źródło

Możliwe przyszłości: InPost

A co z oryginalnymi Paczkomatami? Choć relacje między partnerami się ochłodziły to jednak obydwie strony są sobie obecnie potrzebne – nie spodziewam się zerwania umowy przed 2027 rokiem, nawet gdyby Allegro będzie musiało zapłacić kary umowne. Te kilkanaście miesięcy to jednocześnie dużo i niedużo, ale uważam, że obydwa podmioty myślą, że czas gra na ich korzyść.

Udział Allegro w przychodach InPostu spadł z 18% do 15.3% w ciągu kwartału, co związane jest ze zmianami UXowymi w Allegro i można się spodziewać, że InPost będzie teraz balansował swoją strategię między kooperacją z tym marketplacem, zdobyciem zadośćuczynienia, a inwestowaniem w dywersyfikację dzięki rynkom zagranicznym.

„Dzisiejszy świat e-commerce zmienia się bardzo dynamicznie. Za chwilę marketplace’y, które znamy, będą albo pod olbrzymią presją, albo przestaną istnieć. Nadchodzi rewolucja AI, w której brand marketplace’owy i klasyczny website najzwyczajniej w świecie przestaną istnieć. Każdy, kto tego nie widzi, jest ignorantem. Przypomnę, że my mamy dzisiaj 52 proc. przychodów z zagranicy, nasi partnerzy z Allegro mają chyba 99 proc. w Polsce. Nasza ekspansja zagraniczna idzie na turbo doładowaniu, ekspansja naszego partnera idzie raczej w drugą stronę. Robimy swoje i jesteśmy nieustająco otwarci na rozmowy partnerskie z każdym kto jest rozsądny, widzi i honoruje partnerskie podejście do współpracy” – powiedział Rafał Brzoska.  (źródło)

Co konkretnie ma na myśli CEO InPostu? Według mnie to coś więcej niż tylko zachwyt nad zwiększeniem efektywności pracowników dzięki AI. Brzoska mówi wprost o zmianie paradygmatu biznesowego handelu w Internecie i wytyka Allegro słabość trzymania wszystkich jajek w jednym (polskim) koszyku – choć myli się w obliczeniach procentowych udziału rynku zagranicznego.

Według mnie szefostwo InPostu zauważyło zwiększające się znaczenie LLMów na kształtowanie zachowań konsumentów i uważa, że skorzysta na tej fali.

Po pierwsze: już teraz LLMy (głównie ChatGPT, Google Gemini i Anthropic Claude) zaczynają generować coraz większy “kaloryczny” (konwertujący na zakup) ruch na stronach e-commerce. Jest to już na tyle zauważalne, że wytworzyła się nowa dziedzina pozycjonowania nazywana GEO (Generative Engine Optimisation) lub AEO (Answer Engine Optimisation). Siłą tego mechanizmu jest dokładniejsza wiedza o preferencjach użytkownika dzięki temu, że LLMy uzyskały pamięć długookresową (dla ChatGPT nastąpiło to w kwietniu 2025 roku – źródło)

Po drugie: już teraz LLMy mają znaczny wpływ na kształtowanie opinii i preferencji będąc doradcami zakupowymi. Według Adyen 34% polskich kupujących online konsultuje swoje wybory z LLMami (źródło). Te pozwalają sortować, porównywać i wybierać najlepsze oferty wśród wszystkich dostępnych – takie funkcje ChatGPT wprowadził w kwietniu 2025 roku (źródło).

Po trzecie: uważam, że InPost szykuje się na przyszłość, w której szersza publika korzystająca z LLMów zacznie używać Agentów nie tylko do porównywania produktów, ale do przechodzenia przez cały proces zakupowy wewnątrz LLMa (nie wychodząc z domeny ,w której odbywa się konwersacja). W ograniczonym stopniu jest to już możliwe już teraz np. korzystając z Agentic Mode w ChatGPT (źródło)

Jeśli ten element Customer Journey zostanie “domknięty” po stronie producentów LLMów i upowszechni się wśród użytkowników to czeka nas duża zmiana dynamiki w relacjach handlowych w Internecie. LLM staną się agregatorowami sklepów internetowych wyłuskując najlepszy produkt w najlepszej cenie niezależnie od tego, w którym sklepie się ten produkt znajduje. Marka sklepu przestanie mieć znaczenie – ważne, żeby towar był sprawny, dostępny i szybko pojawił się u klienta. Słowem wróci Ceneo, ale na AIowych sterydach. 

To świetna wiadomość dla InPostu, bo nawet jeśli marka sklepu nie ma znaczenia, to i tak towar musi się fizycznie pojawić u klienta. A to właśnie InPost dysponuje najlepszą siecią dystrybucji i będzie miał jeszcze szerszą i lepszą, gdyż prawdopodobnie zbliżamy się do momentu, w którym rynek logistyczny zamieni się w sytuację “winner takes all” i to właśnie InPost będzie beneficjentem tej sytuacji.

Uważam, że prezes Brzoska widzi przyszłość, w której Allegro zostanie zagregowane przez ChatGPT, a także pośrednio przez InPost. Manipulując swoją ofertą np. ograniczając możliwość same-day delivery dla preferowanych partnerów, może wpływać na rekomendacje LLMów co do dostępności. Ten mechanizm, ale odwrócony (gwarantujący dostawę na Wigilię dla wybranej grupy sklepów spartnerowanych z InPostem) już był z sukcesem wielokrotnie wdrożony (źródło).

W ten sposób InPost chce wygrać rynek E-commerce w Europie, nie musząc zakładać własnego sklepu. Jestem niezwykle ciekaw, czy ta prognoza się zrealizuje.

Post scriptum: to moja pierwsza dekompozycja tego typu, a więc produktu i biznesu w którym bezpośrednio nie pracowałem. Jeśli więc widzisz w tym wpisie błędy logiczne lub faktograficzne daj proszę znać. Tak samo, jeśli masz wiedzę, która może lepiej wytłumaczyć całą sytuację – zapraszam do kontaktu (także anonimowo)

Metryki lagujące i leadujące

Jeden z najwiekszych problemów jakie frustrują produktowców jest deklarowanie się na cele i metryki, co do których (słusznie) nie mają pewności.

Bo my wiemy jak dużo czynników na te cele wpływa: sezon, akcje marketingowe, choroby wirusowe, wojny za granicą, korki na mieście czy nawet to, co leci w telewizji. Nie da się tego przewidzieć z dokładnością co do przecinka tak jak wymaga się wyliczania konwersji produktu na koniec kwartału.

Stojąc przed takim problemem PM ma zazwyczaj dwie możliwości:

  1. Zgodzić się i przyjąć wyzwanie. Na oko zdyskontować czynniki sprzyjające i hamujące i tak budować w sobie produktową intuicję. Gdy przyjdzie czas weryfikacji trzeba tylko mieć listę czynników zewnętrznych (czyli wymówek) dlaczego się nie udało. A jeśli się uda, to siedzieć cicho, chełpić się chwałą i karmić swój syndrom oszusta,
  2. Zbuntować się i odrzucić sztywne ramy raportowania. W związku z tym przerzucić odpowiedzialność na swojego przełożonego, który sam musi coś wpisać do tabelki z projekcjami ROI. Ten PM nie ma jednak nic konkretnego do zaoferowania w zamian, a jego szef będzie od teraz ma go na oku.

Jest natomiast trzecia droga: skalibrowanie metryk w sposób, który zminimalizuje ryzyko czynników zewnętrznych na pozytywny wpływ zespołu na produkt. Jak to zrobić?

Największy problem z metrykami jest taki, że czas między wdrożeniem funkcji, a jej zauważalnym wpływem (czyli tak zwana „obserwowalność”) potrafi być bardzo długi, liczona w tygodniach, miesiącach, a nawet kwartałach.

Natomiast każdy kolejny dzień wprowadza zwiększone ryzyko wystąpienia nieoczekiwanych wydarzeń, które zaszumiają obraz sytuacji, a więc zmniejszają szansę na weryfikację czy nowy ficzer wniósł pozytywną zmianę. Im dalej w przyszłość tym mocniej daje o sobie znać tzw. stożek możliwych przyszłości:

Prawdopodobieństwo, że trafisz ze swoim planem dokładnie w środek możliwych przyszłości jest znikomy… i coraz mniejszy im dłuższy horyzont czasowy.

Wspomniana wyżej kalibracja polega na zindentyfikowaniu metryk lagujących i leadujących. Lagujące to zazwyczaj te najistotniejsze, których królowa to EBITDA, poniżej niej zazwyczaj konwersja na pierwszy zakup, konwersja na kolejny zakup (czyli powracalność) i średni koszyk (AOV) oraz ich wariacje, jak wartość klienta w całym jego życiu (LTV) czy churn. Wpłynięcie na którąkolwiek z nich gwarantuje oczywisty wpływ na przychody firmy.

Ale! Aby móc to zrobić potrzeba ogromnego wysiłku, a przede wszystkim czasu. A czas to jest luksus, którego żaden startup nie może oczekiwać.

Trochę o A/B testach
Wielkim krokiem w stronę poprawy tej sytuacji było upowszechnienie się A/B testów, a następnie testów multiwariacyjnych. Natomiast one też mają swoje problemy, szczególnie wśród startupów o małej skali: korpus danych potrzebnych do osiągnięcia istotności statycznej A/B testów jest tak duży, że czasami trzeba czekać miesiącami, aby zweryfikować który wariant przycisku lepiej konwertuje. Finalnie zazwyczaj różnica między wariant A i B jest tak mały, że nie opłaca się tracić czas na takie testy budżetu, a w szybko poruszających się organizacjach po prostu nie ma na to czasu.

Dlatego mamy też metryki leadujące, nie tak bezpośrednie jak lagujące, ale z zasadniczą przewagą: nie trzeba na nie czekać, bo ich reakcję na działania widać (niemal) natychmiastowo. Jeśli uda się połączyć korelacją metrykę lagującą z metryką leadująca to mamy klucz do rozwiązania naszego pierwotnego dylematu, a więc dobrą kalibrację metryk.

Jeśli metryka leadująca jest mocno skorelowana z lagującą to oznacza, że efektywnie potrafimy czytać przyszłość – ograniczamy bowiem liczbę możliwych wariantów do tylko tych, które wskazywane są przez efekty leadujących metryk.

Przykład:

Załóżmy, że porządana częstotliwość korzystania z Twojego produktu to raz na miesiąc. To prawdopodobnie oznacza, że użytkownik churnujący to taki, który nie skorzystał z Twojego produktu przez minimum 3 miesiące od ostatniego razu.

Czekanie 3 miesiące po wdrożeniu funkcji, aby zobaczyć, czy przynosi efekty jest stratą czasu. Możemy więc w takim razie zadziałać inaczej: z dużą dozą prawdopodobieństwa można stwierdzić, że użytkownik, który wykonał dużo akcji po pierwszej konwersji (jak wchodzenie na konto, sprawdzanie historii, przeglądanie oferty itp) ma mniejszą szansę na churn, ponieważ generuje dużo interakcji i buduje się behawioralne przywiązanie. A to są rzeczy, na które zespół produktowy ma bezpośredni wpływ. Dobrym pomysłem więc byłoby szukanie metryki leadującej w postaci zwiększania zaangażowania po pierwszej konwersji. To już da się raportować w czasie rzeczywistym zamiast churnu na który trzeba czekać 3 miesiące.

Zresztą, inne działy w Waszej firmie już dawno to odkryły. Dobre działy sprzedaży zamiast patrzeć na to jak dużą wartość deali kumulatywnie przyniosą na koniec kwartału (metryka lagująca) patrzą na to, jak dużo spotkań sprzedażowych udało się odbyć w danym dniu (metryka leadująca). Im więcej spotkań tym większa szansa na sprzedaż. Prosta korelacja.

2020

W 2015 roku wysłałem do siebie emaila z datą odbioru  w moje urodziny w 2020 roku.  Zadałem sobie śmieszne pytania i stawiałem nietrafione tezy. Ale przede wszystkim pytałem siebie jak tam się mam w 2020 roku?

No to teraz już wiem.

COVID

Pierwsze zmianki o SARS-CoV-2 dotarły do mnie pod koniec grudnia 2019. Tajemnicza choroba gdzieś w Chinach, nikt nic nie wie, WHO uspakaja, subreddity i fora rozkręcają teorie spiskowe.

Jeszcze w styczniu 2020, w „normalnej” rzeczywistości ruszyliśmy na narty, jeszcze na początku lutego pojechaliśmy we dwójkę na randkę do Berlina pociągiem (choć ja już się oglądalem za ludźmi w maseczkach).

Pod koniec lutego ja już byłem w pełnym alercie. Nie wiedziałem do końca czy słusznie czy dałem się ponieść egzotycznej panice. Z jednej strony wszystko wokół mnie działa jak do tej pory – zawoziłem dziecko do przedszkola, jechałem do pracy autobusem, ludzie w sklepach i biurach.

Ale w trakcie jazdy słuchałem wywiadów ze epidemiologami, którzy mowili, że już za późno i każdy z nas będzie znał kogoś kto umarł na COVID-19. W międzyczasie czytałem historię młodych Włochów opisujących na forach policyjne blokady w Mediolanie.

Trochę się bałem, trochę byłem podekscytowany. Miałem poczucie, że preppersi na całym świecie, po tylu latach, wreszcie otrzymali prezent – te ich konserwy poupychane po spiżarniach pójdą w ruch.

I ja wpadłem w ten preppersowy tryb, choć nie wiedziałem, czy przesadzam czy nie. 20 lutego zrobiłem wielkie spożywcze zakupy (makarony, mąki, konserwy, woda), chwilę później miałem kupione przenośne panele słoneczne, kieszonkowe filtry do wody, kuchenkę gazową z dużym zestawem naboi, pulsoksymetr, tlen sprężony, rękawiczki lateksowe, maseczki chirurgiczne i te mocniejsze ffp2 i ffp3.

Bardzo bałem się załamania logistyki – lockdown w stylu włoskim połączony z brakiem dostaw do lokalnych sklepów i w konsekwencji kilka dni później załamaniu instytucji i ludzi biegających z maczetami po ulicach. Tak wiem – brzmi kosmicznie, ale kto wie ile nas dzieliło od tego scenariusza? Wolałem, aby moja rodzina była na to przygotowana nawet jeśli się nie wydarzy.

Nie dzieliłem się tym za bardzo ze światem. Chyba, że akurat ktoś znajomy zahaczył o temat. Czułem się dziwnie, trochę jak ktoś kto na skrzyżowaniu ulic krzyczy o końcu świata.

Pół roku po pierwszym lockdownie chodziliśmy całą rodziną na spacer w maseczkach i rozmawialiśmy o szpitalach polowych na stadionach i lotniskach, o liczbie zakażonych i średniej śmiertelności.

Uderzyło mnie wtedy, że bać się można przez jakiś czas – godzinę, dzień, tydzień… ale wreszcie mózg zmusza nas do wyjścia z tego trybu bo nie jesteśmy w stanie żyć w ciągłym przerażeniu. Zawsze mnie zastanawiało jak ludzie funkcjonowali w czasie okupacji, jak to było możliwe, że potrafili wyjść sobie do parku, czytać książki, robić zakupy – tak jakby wojny nie było. Teraz już chyba mam mały fragment zrozumienia: strach szybko powszednieje.

Giełda

Dużo nowych doświadczeń w tym roku: pierwszy raz uczestniczyłem w IPO (Allegro), pierwszy raz realnie zredukowałem pozycję, aby później w dołku ją dokupić (do tej pory przez dwa lata akumulowałem), rozszerzyłem moje portfolio o waluty oraz kruszce. Pierwszy raz w wreszcie przeżyłem prawdziwe załamanie giełdy.

Pierwszy raz też zdecydowałem poczekać z gotówką i nie kupować, bo byłem przekonany, że po pierwszej fali kryzysu przyjdzie następna i to nie możliwe, że przy takim poziomie bezrobocia w USA giełda może tak szybko i mocno odbić do góry. Myliłem się – nie pierwszym i nie ostatni raz. 

Ostatecznie jestem na plusie 17%. Jestem z siebie zadowolony, że nie straciłem zimnej krwi w połowie marca gdy wszystkie moje zyski zostały zmiecione w ciągu 48 godzin.

Dwa lata systematycznego odkładania nawet małych kwot dały mi teraz możliwość operowania niebagatelnymi środkami. Zaczynam czuć pierwsze efekty kuli śniegowej.

Las

Siedzenie w domu z minimalną możliwością poruszania się strasznie dała mi w kość. Szybko się irytowałem bez powodu, brakowało mi przestrzeni, poczucia wolności.

Bardzo brakowało mi moich poprzednich rutyn, które w 2019 bardzo mi pomagały – szczególnie ćwiczeń na siłowni. Przeraziło mnie jak szybko o niej zapomniałem i przestawiłem się na nową normalność gdzie największą aktywnością było chodzenie z sypialni do kuchni między confcallami.

Gdy więc nadażyła nam się okazja to zainwestowaliśmy w naszą pierwszą prawie-nieruchomość. Na kawałku przyleśnej działki postawiliśmy wspólnymi rodzinnymi siłami domek holenderski. To taki coś, które jest w każdym amerykańskim filmie jak trzeba pokazać jak żyją społeczne wyrzutki na jakimś odludziu. Po odmalowaniu i wstawieniu własnych sprzętów zamieniliśmy to w naszą podmiejską rezydencję. Mieszkaliśmy tam z drobnymi przerwami od maja do sierpnia.

Niemal codziennie byłem w okolicznym lesie – zbierać grzyby, leżeć w hamaku, medytować. Zacząłem go widzieć inaczej, rozpoznawać zapachy, znajdować ślady zwierząt. Ten prosty kontakt z naturą bardzo uspokaja.

Dziadek i wujek zbudowali Stasiowi domek na drzewie a ja wygrzebałem rękawice i przyczepiłem do niego worek bokserski. Walenie w worek dało mi miejsce na upust frustracjom.

Mimo to dobrze było wrócić do mieszkania w Warszawie. Dać sobie czas, aby zapomnieć co się lubiło i później odkrywanie tego z powrotem. A jak tylko nowe-stare miejsce znów nas zacznie wkurzać to uciec do lasu jeszcze raz.

Książki

To pierwszy raz od kilku lat nie pobije mojego rekordu przeczytanych książek – udało się 20 z założonych 28. Dlaczego tylko tyle? Po pierwsze pandemia – zauważyłem, że gdy nie poruszam się po mieście tramwajami i autobusami to po prostu czytam mniej.

Pewnym pocieszeniem jest fakt, że wiele przeczytanych książek nie zostało dodanych do zestawienia bo to pozycje przeczytane mojemu synowi. Dopiero w drugiej połowie tego roku wrzuciłem pierwszą poważną wspólnie przeczytaną książkę – „Hobbita”.

Swoją drogą mam lifehack dla rodziców 4+ latków: zainwestujcie w bezprzewodowe słuchawki i abonament w Storytel. Jestem tam cała seria książek Astrid Lingren czytanych przez Edytę Jungowską. Uwalnia nam to 1-2 godziny dziennie i spowodowało, że Staś ma w tym roku na swoim koncie przesłuchane 23 książki – czyli więcej ode mnie :)

Moją książką roku zostaje „Childhoods End” Arthura C. Clarke’a. Bezsprzecznie najbardziej fascynująca i wciągająca opowieść SF jaką czytałem. Fakt, że została napisana w 1953 roku tylko dodaje jej kolorytu. Przeczytajcie koniecznie – jej fabuła zmiecie Was, minimum 3 razy.

Jeśli chodzi o nie-powieści to mój numer jeden to „Humankind” Rutgera Bregmana. Z mojej recenzji w Goodreads:

Dla tych, którzy podskórnie czują, że wcale nie jest tak, że cynizm to jedyna sensowna droga życia w tym świecie. Dla tych, którzy nie dają sobie wmówić, że ludzie z natury rzeczy są źli i potrzebują albo siły wyższej (religijna prawica), instytucji uczących jak myśleć i żyć (progresywna lewica) albo siły racjonalizmu (naukowcy i biurokracji) żeby nie skoczyć sobie do gardeł przy pierwszej okazji. Nie, cywilizacja to nie jest tylko lekki welon nałożony na naszą zwierzęcą naturę.

To przykład książki, która odrzuca cynizm i degrengoladę. Pokazuje ludzi jak fantastyczne stworzenia, które robią więcej dobrego niż złego. Tak rzadko się to zdarza, że warto promować.

W 2021 założyłem sobie, że nie kupie nowej książki dopóki nie przeczytam jakiejś starej. Ciekawe jak mi pójdzie…

Nowa praca

W lutym zacząłem nową pracę – w startupie DobryMechanik.pl. Kto mnie zna, ten wie, że nie jestem fanem motoryzacji. Miałem jednak sporo czasu, aby zastanowić się, o co mi tak naprawdę chodzi: jakiej pracy szukam? Co chcę osiągnąć? Co jest dla mnie ważne?

Nie byłbym sobą, gdybym do wyboru pracy nie potrzedł w zorganizowany, tabelkowy sposób. Każdego przyszłego pracodawcę oceniłem w skali 1-10 biorąc pod uwagę wielkość rynku, dojrzałość produktu, kulturę organizacyjną i 13 innych innych czynników. Obiecuję napisać o tym oddzielny post.

Uśredniając wyniki DM wypadł najlepiej wśród tych firm, które mnie nie odrzuciły (a są wśród nich niezłe tuzy :)

Czuję, że to był dobry wybór, bo DM to miejsce, w którym nie ma dysonansu między deklaracjami a decyzjami, a każdy jest specjalistą w swojej dziedzinie.  Poruszamy się szybko tam gdzie to potrzebne, długo debatujemy to co ważne – a nie na odwrót.

Ostatecznie jednak muszę napisać, że po prostu miałem szczęście. Trafiłem na branżę, która nie tylko nie straciła na pandemii a wręcz w niektórych obszarach zyskała. Mamy więc paliwo, aby ten rynek zmieniać – co, mam nadzieję, przeczytacie za jakiś czas w kolejnej sążnistej dekompozycji.

Przez Polskę

Covidowa rzeczywistość zmieniła też nasz podejście do podróżowania. W tym roku zdecydowaliśmy się zostać w kraju i pozwiedzać lokalnie. Pojechaliśmy najpierw na południe do Bałtowa, następnie w sam róg Polski, w Bieszczady.

Ale tam pięknie! Rozumiem już ten wyświechtany dowcip o rzucaniu wszystkiego. Do tej pory czułem, że miałem szczęście jak gdzie przez drogę przeskoczy nam sarna. A teraz nie było dnia bez bliskiego kontaktu z łosiem, jeleniem czy kilkoma lisami.

Później ścianą wschodnią obok Arłamowa w stronę Lublina. Dalej niestety zawróciliśmy do Warszawy, ale gdyby nie to, to byśmy jeszcze zahaczyli o Białowieżę i dorzecze Narwii.

Spodobało nam się takie podróżowanie na czterech kółkach skacząc co kilka dni w nowe miejsce. Odżyły we mnie dawne przyjemne doświadczenia z podróżowania campervanem po Islandii. 

My+1

W samym środku lockdownu urodziła nam się Hania. To był kulminacyjny moment roku, mimo że wydarzył się w kwietniu. Na ulicach pełny lockdown, zakaz wychodzenia z domów (można było dostać mandat za zmianę opon…) a tymczasem rodzi nam się córka.

Nie było mnie przy porodzie, bo załapaliśmy się na zakaz odwiedzin na porodówkach. Przed szpitalem wielki pomarańczowy namiot pandemiczny. Plus był taki, że ulice były puste i po raz pierwszy w życiu udało mi się zaparkować bezpośrednio pod szpitalem. Gdy Hania się urodziła nie miałem jak zrobić sobie pępkowego. Nalałem sobie odrobinę whisky, włączyłem imienniczkę Hanię Rani i poraz drugi pożegnałem się z poprzednim, już poukładanym życiem.

I teraz, po raz drugi, przechodzę fascynację małym stworzeniem. Przypominają mi się rutyny, etapy rozwoju, strachy. Pierwsze gesty, ruchy, reakcje. Sam sobie zazdroszczę, że przeżyję to po raz drugi.

Tymczasem starszy brat przy niej to już samodzielna osoba z własnymi opiniami, smakami i preferencjami. Staramy się uczyć go świadomości swoich emocji i swoich granic. Podpieramy się książkami o samoregulacji, których metody  podejrzanie dobrze działają także na dorosłych.

Patrzymy z Pauliną na oboje i uderza nas raz na jakiś czas, że to niemożliwe, że tak to się wszystko potoczyło i mamy dwójkę dzieci. Nieważne jakie burze są na zewnątrz to tych doświadczeń i historii nikt nam nie zabierze.

Nie myślałem, że to jeszcze możliwe, ale mam jeszcze mniej czasu dla siebie i związku z Pauliną. Mój ulubiony czas, to ten, który spędzamy jeżdżąc samochodem między Warszawą a lasem wczesnym wieczorem. Dzieci już śpią na tylnej kanapie, a my możemy porozmawiać na pełne spektrum tematów, które się ciągle miksują i ewoluują – zaczynając od czarnych dziur a kończąc na krzywdzącej reprezentacji goblinów w „Hobbicie”.

W 2020 roku, kiedy świat skurczył się do kilku pomieszczeń i minimum kontaktów międzyludzkich cieszę się, że mam kogoś, kto ma tak rozbudowany świat wewnętrzny, ze można się w nim zgubić.

Opcjonalność

Lekcja dla mnie na ten rok to zrozumienie jak ważne jest posiadanie opcji. Największą przyjemność czerpałem z możliwości zmiany – a po tej zmianie powrotu do tego co było wcześniej.

Jest to trochę nieintuicyjne, bo im więcej masz opcji tym mniej z nich korzystasz – nie da się iść jednocześnie dwoma ścieżkami. Sedno jednak leży w tym, aby na rozwidleniu dróg mieć jak najwięcej możliwości i móc przeskoczyć na nową jeśli obecna okaże się ślepych zaułkiem.

Jak nie mogliśmy wytrzymać w warszawskim mieszkaniu to uciekaliśmy do lasu. Jak doskwierała nam samotność w lesie wracaliśmy do stolicy. Nie jesteśmy na stałe ani tu, ani tu i jak przyjdzie nam ochota to w przeciągu kilku godzin możemy przetransferować się w nowe miejsce.

To mi się wydaje lepsze niż zainwestowanie się tylko w jedną opcję i spalenie za sobą mostów w imię pozornego uproszczenia sobie życia. Nauczyłem się też wystrzegać ludzi, którzy chcą moją opcjonalność ograniczać: czy to w kwestii umów i biznesów czy też przedmiotów i aktywności.

Jedyne gdzie opcjonalność nie działa to relacje z najbliższymi.

Pro Life

Lubię taki eksperytent myślowy, w którym staram się zbudować jak najmocniejszą wersję argumentów strony, z którą się nie zgadzam. Jeśli chodzi o zakaz aborcji to widzę to tak:

Nie wiemy kiedy życie ludzkie się zaczyna. A nawet jeśli będziemy wiedzieć teraz to postęp medycyny powinien tę granice przesuwać na coraz wcześniej i wcześniej. Ten brak granicy powoduje, że powiniśmy być bardzo ostrożni i mieć duże bufory, bo w innym przypadku możemy stworzyć system w którym państwo usankcjonuje karę śmierci wykonywaną w miejscach, w których życie powinno się ratować. Do tego karę śmierci wobec kogoś kto nie może się bronić. Dlatego aborcja jest zła.

Jeśli faktycznie zależy antyaborcjonistom na zminimalizowaniu aborcji to lista najważniejszych działań jest krótka i oczywista: wspierać współczesną edukację seksualną i dbać o powszechną antykoncepcję. Ale tego nie robią, bo im nie zależy na zmniejszeniu aborcji – im zależy na karaniu innych nie pasujących do ich wizji świata. Nie widzą, że dozwolona aborcja to nie jest przymusowa aborcja; że życie, a godne życie to dwa różne stany.

Drugi eksperyment: załóżmy, że zrobiliśmy wrogie przejęcie hasła pro-life. Co powinni zrobić jego nawróceni działacze? Zagwarantować świetną opiekę przedporodową oraz infrastrukturę po porodzie – szczególnie dla dzieci niepełnosprawnych. Zaopiekowani ludzie mają przestrzeń do opiekowania się swoimi dziećmi, niezależnie od ich kondycji psychofizycznej.

To też się udało? No to jeśli naprawdę chcemy być pro-life to czas pomóc mniejszościom LGBT+, poprawić dostępność psychologów w szkołach (mamy rosnący trend samobójstw wśród dzieci), naprawić jakośc powietrza (najgorsza w UE) i walczyć ze śmiertelnymi wypadkami na naszych drogach (jesteśmy trzeci najgorsi w UE). Wtedy faktycznie uda się uratować mnóstwo żyć! To będzie faktyczne pro-life i do takiego bym się zapisał.

Podsumowując


Usłyszałem w tym roku raz jak pewna babcia stwierdziła, że ona planowała żyć tylko do 2000 roku, bo wtedy miał się skończyć świat. Nie skończył się, więc uznała każdy następny za miłe zaskoczenie.

W sumie to my nie potrzebujemy wiele do szczęścia: jedzenie, dach nad głową i towarzystwo. Cała reszta to bonus. Ten kto ma mało potrzeb szybciej znajduje zadowolenie.

Będę patrzeć na ten rok na coś formującego. Najdziwniejszy i najciekawszy rok do tej pory. Fajnie było go przeżyć, ale nie wracajmy już do tego.

PS. Wysłałem do siebie kolejnego maila na 2025 rok. Staś będzie miał wtedy 9 lat, Hania 5 a ja 40. Czy jestem w stanie cokolwiek powiedzieć o moim życiu wtedy? Nie postawiałem już żadnych tez, ale trzymam kciuki, że będzie dobrze.

PPS. ***** ***