Powrót z rodzinnego urlopu. Mamy samolot o 7:30, więc musimy odpowiednio wcześniej wstać, aby spakować rzeczy, dojechać do lotniska i wsiąść do samolotu.
To zawsze jest dla mnie stresująca sytuacja. Jakoś naturalnie biorę na siebie odpowiedzialność za plany związane z koordynacją tego, kto gdzie i kiedy powinien być. Buduję przy tym możliwe scenariusze: zapomniane dokumenty, zepsuty samochód, opóźnienie samolotu i inne katastrofy. Tworzę w głowie ścieżki krytyczne i wąskie gardła i metody, aby temu zaradzić. Szkicuję plan organizacyjny i wysyłam wszystkim, aby wiedzieli co ich czeka. Once product owner, always product owner.
Efekt jest taki, że w dniu wyjazdu jestem dla wszystkich bardzo trudny do życia, stresuję się i wszystkich pogadaniam, ale jedną cechą to równoważę – moje plany działają. Dostarczam grupę delikwentów (łącznie z sobą) w wyznaczone miejsce w wyznaczonym czasie, niezależnie od okoliczności.
Mój sposób jest prosty, nie wymaga niesamowitych umiejętności ani predyspozycji: to buforowanie. Bufor to dodatkowy niewykorzystany zasób. I choć brzmi to banalnie, to jest wręcz niesamowite jak dużo problemów buforowanie potrafi rozwiązać.
Bufory działają wszędzie: w finansach (rzeczy kosztują więcej niż wskazuje na to rachunek), w organizacjach (potrzeba więcej, żeby osiągnąć cel), w planowaniu czasu (podróże trwają dłużej niż pokazuje bilet), w rozwoju personalnym (mniejsze wymagania wobec swoich umiejętności dają lepsze efekty). Jedynym wyjątkiem jest życie emocjonalne. Nie polecam buforowania relacji z partnerami – to niemoralne. (A może moralność to bufor na relacje międzyludzkie? Muszę się nad tym zastanowić).
Kluczowe w tym wszystkim jest buforowanie własnego czasu. I ciekawe rzeczy się dzieją, gdy zaczyna się to robić.
Żyjemy w środowisku, które premiuje optymalizację czasu: szybszy dojazd do pracy jest lepszy, większa produktywność jest lepsza, szybkie przeczytanie książki jest lepsze niż wolne przeczytanie książki. Optymalizacja czasu to po prostu przedłużenie ekonomicznego myślenia: jak uzyskać jak najwięcej jak najmniejszymi środkami. Problem polega na tym, że gdyby ekonomiści mogli zoptymalizować ludzkie ciało, to mielibyśmy tylko jedno płuco i jedną nerkę (bo przecież Te wystarczają do nominalnego funkcjonowania)*
Z tej perspektywy buforowanie, czyli intencjonalnie zwiększanie zasobów potrzebnych do osiągnięcia tego samego celu, to działanie wbrew ekonomicznemu rozsądkowi, anty-optymalizacja. To wałęsanie się bez celu jak flaner zamiast skorzystanie ze zorganizowanej wycieczki all-inclusive.
Myśląc ogólniej, bufor jako narzędzie zarządcze ma swoje głębokie, filozoficzne znaczenie.
W całym wachlarzu narzędzi jakimi dysponujemy mamy bowiem takie, którym można ujarzmić nieprzewidywalną przyszłość. Statystyka i rachunek prawdopodobieństwa może nam powiedzieć jaka jest szansa, że coś może się wydarzyć.
Buforowanie daje sposób na ochronę wobec tych negatywnych wydarzeń – niezależnie od tego jak duże mają prawdopodobieństwo wystąpienia. Jest metodą planowania na wszelki wypadek, przewidywania konsekwencji nieprzewidywalnych wydarzeń. Let it sink for a moment.
I choć często nam się zdarza, że jesteśmy na lotnisku dużo za wcześnie przez co potrafię się nasłuchać zgryźliwych komentarzy to jednak wiem, że nigdy nie będę w tej milczącej grupie ludzi, którzy spóźnili się na samolot, bo nie mieli wystarczająco dużo czasu, aby wrócić się po paszport, więc spóźnili się na autobus, więc uciekł im pociąg, a w konsekwencji zamknęli im gejty przed nosem.
—
* Idea zaczerpnięta z książek NN Taleba, który pasjami nienawidzi ekonomistów za ich poczucie nieomylności.