Mając zdrowy miks obserwacji rynku nowych technologii zarówno od strony biznesowej jak i prywatnej dochodzę do wniosku, że 2012 to będzie rok dwóch trendów: „Wearables” (czyli elektroniki noszonych na ciele) i „Health Graphs” (czyli agregacji i wizualizacji danych o zdrowiu). Ale po kolei:
Wearables
Mianem Wearables nazywa się te urządzenia, które bez problemu można nosić na ciele podczas normalnego funkcjonowania użytkownika (zegarek elektroniczny jest wearable, ale smartfon już nie, bo jest noszony w kieszeni). Trend został na nowo rozpowszechniony dzięki szałowi wokół opaski Jawbone UP (który okazał się niezłą wtopą) i Fitbita – obydwa urządzania (czujniki) agregowały dane o aktywności użytkownika podczas dnia i nocy, zbierając dane o ilości zrobionych kroków i długości snu. Ten trend był już kilkakrotnie restartowany i dotarł też do Polski za sprawą Nike – sam kilka lat temu czułem się niezłym geekiem chodząc wszędzie z zegarkiem Nike+, który mierzył odległość chodu lub biegu i spalane kalorie.
Jaki sens ma noszenie czegoś takiego? W sumie te wszystkie dane do niczego się nie przydają jeśli nie udostępni się ich w odpowiedni sposób dzięki…
Health Graph
Takim mianem RunKeeper nazywa swoją wersję facebookowego Open Grapha, ale dla mnie to początek trendu, który wyjdzie poza jedną firmę. HG skupia się na dzieleniu się ze swoimi znajomymi danymi o swoim zdrowiu, wydolności fizycznej i np. rekordów w ulubionych dziedzinach sportu. RunKeeper idzie jednak dalej i, udostępniając API, zaczyna całość nazywać „cyfrową mapą zdrowia”, która agreguje dane z wielu różnic urządzeń (nawet wag). Każdy Twój znajomy widzi Twoją mapę oraz Ty widzisz ich mapy. Możecie się porównywać, wyzywać na pojedynki sprawnościowe i nawzajem motywować. W tym momencie jednak nic tutaj nie różni się od systemu Nike+ który funkcjonuje już od kilku lat. Różnica polega na tym, że obecne sensory mogą mierzyć nie tylko ilość kroków czy spalanych kalorii, ale także badać puls, wykrywać ruch i fazy snu czy określać położenie geograficzne, a stąd już blisko do poważniejszych zastosowań, które składają się na coś co można nazwać umownie casual medicine (temat na inny wpis).
Wnioski
Jak bumerang pojawia się kwestia prywatności. Nie jestem jeszcze do końca pewien, w którą stronę wszystko to pójdzie, ale widzę dwie możliwości:
- Totalna otwartość i transparentność społeczną jaką za cel stawia sobie Zuckerberg – co ciekawe idąc po linii idei Radical Openness, którą w tym roku będzie promował TED. Swoją drogą niedługo zacznę czytać Public Parts Jeffa Jarvisa, który też otwarcie broni takiego podejścia. No zobaczymy…
- Prywatne sieci społecznościowe, której jaskółką jest Path z ograniczeniem liczby znajomych do 150 (to tzw. liczba Dunbara, określająca maksymalna teoretyczna kognitywną liczbę stabilnych relacji społecznych, jakie może utrzymywać człowiek podczas swojego życia)
W zeszłym roku na zlecenie pewnej polskiej agencji zbudowałem model akcji marketingowej z wykorzystaniem czujników RFID wszczepionych w opaski, które autologowały (i checkinowały) swoich właścicieli w miejscach, gdzie były specjalne czytniki (na wzór i przy konsultacji pionierów w tym zakresie: E-dologic z Izraela, autorów akcji Coca Cola Village). Klasyczny przykład wearable (opaski miały być podobne do tych z Lifestrong), ale zamiast elementu health graphu był vanity graph.
Zastanawiałem się przy tym bardzo mocno jak daleko można posunąć się w żonglowaniu z użytkownikami ich prywatnością. Kusi mnie bardzo, aby sprawdzić na ile ją cenią. Z drugiej strony przyzwyczajamy się do życia, w którym nawet informacje o długości wczorajszego snu i dzisiejszej ilości kg na wadze są już wiedzą publiczną, więc może rzeczywiście warto pożegnać się z prywatnością w imię nowego, lepsze społeczeństwa, które wie o sobie wszystko?
Po wielu rozmowach z „normalnymi ludźmi” nt. androidowych aplikacji analizujących sen, zbierających info o aktywności (Endomondo) itd., dla których to wszystko nadal abstrakcja, coś niepotrzebnego i graniczącego z techno-zboczeniem i ekshibicjonizmem – skłaniam się ku punktowi #2, Prywatne sieci społecznościowe.
Widzę to po Endomondo i Foursquare. Większości moich znajomych nie interesuje gdzie się aktualnie znajduję i ile przejechałem na rowerze. Ale istnieje grupka nerdów, którzy uczestniczą w Grze :)
„Casualowcy” naprawdę nie odczuwają potrzeb, na których opierają się te produkty! (przynajmniej na razie)
Marketingowcy maja dla casualowcow zupelnie inna linie komunikatow w stylu: „zobacz – takie male gizmo spowoduje ze bedzie zdrowszy, bo przypomni ci zebys sie ruszal i zmierzy ile spaliles kalorii”. Taki komunikat latwo jest podciagnac pod organic food, ekologie i ogolny zdrowy styl zycia.
„Panie! Ale jak ja to mam zsynchrować z moim androjdem?” ;)