Bitmonety wybuchły właśnie w USA. Wirtualna waluta rozprowadzana drogą P2P już za chwilę, już za momencik stanie się światowym memem destabilizując system wymiany walutowej.
Czym są bitcoins? To wirtualna waluta, która jest generowana przez program wykorzystujące wolne cykle obliczeniowe komputera użytkownika – działa podobnie jak program SETI@Home. Po wygenerowaniu monety możesz nią dowolnie obracać – przesyłać, wymieniać, kupować produkty online. Bitmonety zyskały sobie ogromną popularność wśród półświatka dzięki ułatwianiu nielegalnych transakcji online (np. za bazę danych kart kredytowych PSN…), ale także korzystają z niej gracze pokerowi. Serwisy freelancerskie i pierwsze sklepy online przymierzają się do wprowadzenia bitcoins, są już programiści, którzy swoją zapłatę przyjmują w nich…
Dlaczego? Bo Bitcoins mają same zalety: rozprowadzają się w ramach P2P (więc nie ma „banku centralnego” który może manipulować kursem), nie mogą być namierzane i śledzone jak transkacje bankowe, mają ekstremalnie niskie koszty przesyłu i, co najgorsze, nie mogą być opodatkowane.
Obecnie w obrocie jest 6 milionów bitmonet – system został tak stworzony, że do 2140 roku może być ich maksymalnie wygenerowanych 21 milionów. W tym momencie jedną bitmonetę można kupić za 7.25 dolara. Dla tych wszystkich, którzy właśnie szukają programu do generowania tych monet śpieszę z informacją: obecnie zrobienie jednej zajmuje 5 lat i jest tak pomyślane, żeby ilość wykorzystanych cykli procesora i wykorzystanej do tego energii była wyższa od wartości była wyższa od faktycznej wartości bitmonety.
Jason Calacanis stwierdził analizując temat, że przy takiej szybkości propagacji Bitcoins zostaną w ciągu 12-18 miesięcy zakazane przez społeczność międzynarodową i rządy krajowe. Powstaje bowiem tutaj drugi rynek obrotu walutą, która z racji swojej niesterowalności i braku kontroli staje się lepszą alternatywą w stosunku do walut fiducjarnych takich jak euro czy dolar. Nagle może stać się prawdziwa wizja Dukaja, który wieszczył wyższą siłę nabywczą walut wirtualnych od tradycyjnych (zresztą ja też trochę o to zahaczyłem pisząc o gospodarkach urojonych).
Patrząc na to wszystko nie mogę nie odnieść wrażenia, że czeka nas spory krok w stronę… no właśnie nie wiem jak to dobrze określić, ale Calacanis nazywa to technotarianizmem (technologicznym liberianizmem).
Ciekawe czasy.