2021

2020 to był rok postawienia wszystkiego na głowie. 2021 to rok, w którym ciągle stoimy na głowie i już trochę za dużo krwi nam do niej spłynęło.

Moja pierwsza myśl: to było stracone 12 miesięcy. Nic ciekawego się nie u mnie działo, nic ważnego nie zrobiłem. Ale to nieprawda – spojrzałem w kalendarz, zdjęcia i historię konwersacji i (jak zwykle) okazuje się, że mózg płata mi figle. Zapraszam na podsumowanie 2021 (oraz 2020, 2019, 2018, 2017, 2016, 2015, 2014, 2013)

COVID-21

Ja i moja najbliższa rodzina uchroniliśmy się do tej pory przed SARS-CoV2, choć jestem pewien, że to bardziej kwestia szczęścia niż naszej szczególnej umiejętności dystansowania się (choć moje introwertyczne umiejętności wreszcie się przydały).

W podsumowaniu rok temu cytowałem epidemiologów, którzy mówili, że każdy z nas będzie znał kogoś, kto umarł na COVID. Wygląda na to, że mieliśmy farta, bo jedynie znamy innych, którym ktoś znajomy lub bliski zmarł z tego powodu. Choć nawet to brzmi nieludzko źle.

Przyzwyczaiłem się do lockdownów, maseczek w pomieszczeniach, ograniczeń w komunikacji miejskiej. Kolejne fale nie robią już na mnie wrażenia. Mamy rodzinne procedury wbudowane w codzienność – wszystko to, co mnie dziwiło patrząc na zdjęcia z Tajwanu czy Pekinu w czasach SARS-CoV1 stało się teraz dla nas normalne.

COVID-19 już napewno będzie chorobą endemiczną, więc po prostu nauczymy się z nim żyć – co jeszcze rok temu brzmiało abstracyjne.

Giełda

Moja strategia zainspirowana Charliem Mungerem („Buy and sit on ass”) działa już trzeci rok z rzędu. Poprzedni rok eksperymentowania pozostawił mnie jednak z szerokim portfelem, który postanowiłem skonsolidować, aby uprościć sobie życie. Mówiąc krótko: sprzedałem prawie wszystko co było na plusie minimum 6% i wsadziłem w SP500. Efekt?

Rok kończę z 28% skutecznością inwestycyjną- czyli dotarłem do poprzedniego rekordu z tuż sprzed początku pandemii. Nie ma w tym żadnej magii – po prostu cierpliwie dokupuje indeks SP500 i nie sprzedaję.

Końcówkę tego roku przeznaczyłem na eksplorację dużych pozagiełdowych form inwestycji. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem to w 2022 mój portfel znów się mocno zdywersyfikuje, ale w zupełnie inny sposób.

Zupełnie przypadkiem zdałem sobie sprawę, że od 180 tygodni co sobotę rano (zanim rodzina się obudzi) siadam sobie z herbatą i wpisuję do tabelki moje wyniki giełdowe. Robię to już zupełnie bezemocjonalnie i mi z tym bardzo dobrze.

Podróżowanie rodzinne…

Zeszłoroczne podróżowanie przez Bieszczady dały nam poczucie, że musimy zmienić samochód. Nie lubiłem jeździć samochodem, więc wydawanie pieniędzy na jego zakup uważałem za wyrzucone w błoto. Z drugiej strony nasze leciwe Volvo psuło się co kilka miesięcy, więc nawet szybkie wypady się do rodziny za miasto stawało się ryzykowne.

Znaleźliśmy rozwiązanie: kupiliśmy sobie campervana – samochód wystarczająco zwinny, żeby jeździć nim po mieście (i parkować pod mieszkaniem), ale wystarczająco duży, aby móc w nim przenocować tak jak to robiliśmy na Islandii w 2019 roku.

Po długim procesie szukania i następnie 4 miesiącach czekania przyjechał do nas przedłużony Citroen Berlingo z dodanym ogrzewaniem postojowym, do którego dokupiliśmy szufladę z rozkładanym łóżkiem.

Otworzył się przed nami zupełnie nowy świat niezaplanowanej wolności. Wybieraliśmy sobie kierunek i tam jechaliśmy – bez rezerwacji hoteli i myślenia o tym co dalej. Nie mamy miejsca do spania? Śpimy w pobliskim lesie (które mają przestrzeń do biwakowania). Czujemy sie brudni i zmęczeni? Skoczymy po drodze do hotelu z basenem i jacuzzi.

W ten sposób zwiedziliśmy województwo świętokrzystkie, następnie dorzecze Narwii i  Puszczę Białowieską (którą mieliśmy w planach w zeszłym roku), a tuż przed końcem sezonu Jurę Krakowsko-Częstochowską. W międzyczasie robiliśmy sobie mikrowyprawy. Trafialiśmy tak na drzewo-pomnik przyrody, zapomniane tamy rzeczne lub porzucone PGRy na bagnach. A czasami na nic i wtedy rozkładaliśmy sobie hamak między dwoma drzewami i patrzyliśmy na to całe nic z zachwytem.

Gdzieś godzinę od Warszawy

Zdaliśmy sobie z Pauliną sprawę, że lubimy takie pełne spektrum doświadczeń – równie dobrze nam jest ze spaniem na pilśniowej płycie w samochodzie jak i w 4 gwiazdkowym hotelu. Nie mówiąc już o naszych dzieciach, które generalnie są hardkorami i dopasowują się do wszystkiego co nam przyjdzie do głowy – nie mają po prostu w głowie tych barier mentalnych które my (z powodu bycia dorosłymi) sobie niepotrzebnie wkładamy.

Zrobiliśmy w 8 miesięcy 20 tysięcy kilometrów i jeszcze nie mamy dość.

… oraz podróżowanie związkowe

2020 rok pełny był zaburzeń naszych standardowych rutyn. Nam  przywaliło podwójnie, bo nie dość, że pandemia to jeszcze urodziła nam się córka – co oznacza powrót do pieluch, nieprzespanych nocy, lekarzy, szczepień i żonglowaniem rodzinnymi kryzysami. Hania jednak ma już półtora roku, więc po raz wtóry wykorzystaliśmy fantastyczną instytucję dziadków po obydwu stronach rodziny (dziękuję!).

Dzięki temu odzyskaliśmy trochę czasu i przestrzeni tylko dla siebie. Udało nam się wyskoczyć bez dzieci na ślub znajomych i podróż do Poznania, aby doświadczyć nowej sceny kulinarnej, odrodzonej po pierwszym lockdownie. A na jesień odwiedziliśmy znajomych w Sztokholmie. Udało nam się nawet trafić na koncert Hani Rani!

Próbowaliśmy wykroić jak najwięcej czasu, aby spędzać czas ze sobą i tylko z sobą – aby na chwilę zapomnieć o byciu rodzicami, a przypomnieć sobie o tym, że jesteśmy parą i przyjaciółmi.

Wprowadziliśmy sobie wolne wieczory: co wtorek spędzaliśmy czas ze sobą na randkach, w środy Paulina miała wieczory dla siebie a ja siedziałem z dzieciakami a w czwartek odwrotnie. 

Ten wspólny czas dał nam możliwość spojrzenia na siebie nowymi oczami – a raczej starymi, o których zapomnieliśmy. Objawiało się to w nieoczywistych miejscach – na przykład czy wiecie, że można przejść przez basenową przebieralnię w 5 minut jak nie ma się dzieci ze sobą? Szok!

Cel: bez celu

Mam w tygodniu jeden wieczór tylko dla siebie. Na początku nie wiedziałem co z nim robić, jak go efektywnie zapełnić. Zdałem sobie sprawę, że w sumie nie muszę. Przez większość czasu decyduje, optymalizuje i wyciskam z każdej godziny najwięcej jak umiem. Ale teraz mam moment na to, aby przestać. Uczyłem się więc wybierać najdłuższe trasy i najwolniejsze środki lokomocji. Potrafiłem przejść z mojego biura przy Filtrach na Powiśle na piechotę i posiedzieć nad brzegiem, tak bez celu.

Kilka tygodni później zauważyłem jednak, że brakuje mi stymulacji intelektualnej. Wtedy postanowiłem zapisać się na studia według klucza: co mi da najmniej wartości biznesowej, a będzie tak po ludzku ciekawe. W ten sposób trafiłem na studia o geopolityce Azji Centralnej w ramach Uniwersytetu Otwartego UW. Czy coś z nich wyniosłem? Fajne rzeczy, które nigdy mi się nie przydadzą, ale to całkowicie w porządku.

W tym roku bowiem nauczyłem się (dzięki mojej Żonie), że nie posiadanie celu jest OK – nie wszystko musi być częścią wielkiego masterplanu, który prowadzi to jakiegoś finiszu gdzie czeka szczęście i sukces. Ten mityczny finisz nie istnieje, bo po osiągnięciu jednego pojawi się następny. Szczęście nie jest policzalne z definicji – a jeśli próbujesz swoje skwantyfikować to raczej szczęśliwa/y nie jesteś. Tak samo prokrastynacja: to nie oznaka lenistwa a naturalna obrona przed robieniem nieciekawych lub nieistotnych rzeczy (nikt nie będzie prokrastynował podczas pożaru domu)

Więc lepiej dać sobie na luz i zapomnieć o tych wszystkich ludziach, którzy nam wmawiają, że trzeba być co dzień 1% lepszym, tak jakby bycie sobą tu i teraz było w jakiś sposób niewystarczające. Wychodzi mi na to, że ci, którzy  ciągle szukają poprawy nigdy nie będą szczęśliwi.

Rodzeństwo

Nasze młodsze dziecko weszło w etap, w którym potrafi wskazać a czasami nawet powiedzieć czego chce. W większości przypadków jest to oczywiście rzecz, którą teraz ma jej starszy brat. Widzimy na własne oczy jak kształtuje się od początku więź między rodzeństwem – czego ani ja ani moja żona nie widzieliśmy wcześniej z tej perspektywy.

To ciekawa relacja: ich zupełnie przeciwne charaktery mieszają się z różną kognicją i umiejętnościami. Jedno próbuje naśladować drugie. Drugie próbuje opiekować sie pierwszym. Walczą ze sobą o te same zabawki i chwilę później wspólnie określają swoje granice.

Ciekawe jak to będzie wyglądać dalej.

Książki

Ten rok kończę z 16 przeczytanymi książkami, czyli trochę ponad połowę zakładanego planu. Tym razem postanowiłem nie dawać mojego tytułu książki roku – nie było jednej, która wybiła się znacząco poza resztę. Chciałbym się jednak skupić na pewnym temacie, który przewijał się przez większość z nich: brak wyjątkowości.

Nasze mózgi starają nam się mówić, jacy to jesteśmy unikatowi, a w gruncie rzeczy nieprawdopodobnie złożone i subtelne problemy związkowe ciągnące sie przez lata ostatecznie u każdego i każdej z nas powtarzają się z zadziwiającą częstotliwością (polecam „Mating in Captivity”).

To samo z problemami zawodowymi czy finansowymi („Psychology of Money”). Tego, jak postrzegami świat („Conscious”), gdzie stawiamy granice („O granicach”) i jak budujemy relacje z innymi („Courage to disliked”).

Nie ma w tym nic dziwnego: wszyscy funkcjonujemy według tych samych zasad fizyki, chemii i biologii a wariacje środowiskowe uwydatniają lub ukrywają części naszych cech przez co wydaje nam się, że jesteśmy inni niż wszyscy. Nie, nie jesteśmy.

Ale to dobrze! Ten brak wyjątkowości jest dla mnie ogromną ulgą. Każdy możliwy problem już kiedyś zaistniał – co oznacza, że nigdy nie byłem, nie jestem i nie będę z swoimi sam. To mi daje poczucie bycia częścią większej społeczności. I jeśli inni dali sobie radę ze swoimi problemami, to wiem, że to możliwe, nawet jeśli ja jeszcze nie potrafię. 

Siła

Pandemia i lockdowny spowodowały, że zapuściłem się fizycznie – zrezygnowałem z chodzenia na siłownię, a bez ciężaru zobowiązania wobec trenera ciężko było mi wytworzyć sobie rutyny.

W tym roku postanowiłem wrócić do formy. W sierpniu wróciłem na ćwiczenia siłowe i pokonałem moje rekordy ciężarowe (100kg w przysiadzie Zercher, 95kg na ławce i moja duma: 160kg w martwym ciągu!).

Siłownia to dla mnie miejsce, w którym naturalnie przestaję myśleć o wszystkim innym – muszę skupić sie na tu i teraz. Im większy ciężar na sztandze tym mniejszy w głowie.

Obcy we własnym kraju

To kolejny rok, w którym czuję się obco we własnym kraju. Teraz jednak to już nie jest zdziwienie czy irytacja a bardziej poczucie obcości wobec tego co mnie otacza i potrzeba budowania rzeczywistości pozbawionej tych wszystkich bezsensownych politycznych decyzji opartych o wsteczne idee, nienaukowe przesłanki i dzielenie ludzi na kategorie. Nie chcę, aby moje dzieci żyły w bogoojczyźnianym środowisku – ani fizycznie, ani mentalnie.

Niestety nie widzę tutaj dobrego wyjścia. Nawet jeśli *** przegra to i tak sprzątanie tego bałagu zajmie kolejne lata, a znając zasady polityki można założyć, że część z tych demotarzy demokracji będzie przydatnych nowej władzy (do zwalczania starej). Do tego wszystkie najpopularniejsze partie w sumie nie wiele mają wspólnego z ideami które sam reprezentuję.

Ręce mi tutaj opadają i nie widzę nic szczególnie pozytywnego na horyzoncie.

Podsumowując

Rok w którym dużo zrobiłem i dużo się zadziało.  Wdrożyłem dwa duże produkty (Zilo, Autobooking) – gdzie ten pierwszy doczekał sie obszernej dekompozycji. Nagraliśmy cztery Otwieracze z Szymonem. Zacząłem studia, wróciłem na siłownię, wdrażam się w świat web3, rozegrałem 1300 partii szachów i dołączyłem (za namową Żony) do fundacji KIDS. A jednak…

A jednak mam poczucie, że to był rok poza czasem. Takie nieprawdziwe, zawieszone 12 miesięcy, po których przyjdzie prawdziwy 2021.

Ten 2021 v2 już za chwilę się zaczyna. Jeśli moje plany wypalą to będzie bardzo, bardzo ciekawie.

3 komentarze do “2021”

  1. Cześć Marcin
    Dziekuje Ci za Otwieracza, to podsumowanie roku i piosenkę na koniec.

    Dajesz (dajecie) dużo wartości

    Dziekuje.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.