Ten felieton napisałem w kwietniu 2013, po Generation Mobile. Miał być jednym z tekstów autorskich w ramach raportu branżowego, który powstał po konferencji, ale ostatecznie jednak nie wszedł do składu.
Cieszymy się z ogromnego wzrostu mobile’a bo to dobry trend. Czy jednak zdajemy sobie sprawę sprawę z tego, do czego on prowadzi i jakie są ciemne strony?
Mobile web pożera coraz szybciej desktop web oferując w zamian lepszą dostępność i wygodę użytkową… ale znacznie mniej reklamowego „real estate” wydawcom. Z kolei mobilne aplikacje contentowe kanibalizują zarówno desktop web jak i mobile web wymagając kilkakrotnie więcej czasu i środków do produkcji -dając jeszcze mniej miejsca na monetyzację.To stawia wydawców w trudnej sytuacji: muszą być tam, gdzie ich użytkownicy, ale wiedzą, że koszt tego dotarcia jest znacznie wyższy niż dotychczas, a zwrot z inwestycji trudniejszy do osiągnięcia.
To podstawowy problem w rozwoju mobile’a na naszym rynku: świadomość tego, że może, prawdopodobnie, w tym mobile’u nie zarobimy tak jak kiedyś na desktopie.
Ironią losu jest to, że intencjonalna rezygnacja z mobile’a niczego nie uratuje, nie zwolni tego trendu. Konsumpcja mobilna rośnie bowiem równie szybko także na stronach ewidentnie desktopowych, ale użytkownicy już zrozumieli, co potrafią ich smartfony i tablety – oczekują więc, że to co na nich widzą będzie dostosowane do ich urządzeń. A jeśli nie to pójdą tam, gdzie jest łatwiej, prościej i „działa”.
Więc na tym rynku trzeba być, wmusić w siebie konieczność zmian, nowego myślenia skoncentrowanego na użytkowniku i „otaczania go” swoimi usługami i treścią. To wiedzą startupy mobile-first i mobile-only, czas aby nauczyli się tego też podmioty desktop-first i desktop-only.